5.08.2023 r.
Żywocickie stele po raz 79
Jak co roku, lecz tym razem wyjątkowo w wigilię tragicznych wydarzeń Władek Kristen z PZKO poprzez anons w "WR" zaprosił rowerzystów do udziału w rowerowym komponencie żywocickiego memoriału. Pogoda, a zwłaszcza poranek wcale nie zachęcała do wyjścia z domu, nie mówiąc już o rowerowej wyprawie. Było zimno i do tego beznadziejnie lało. Powód wyjazdu był szczególny, więc pogoda nie powinna tutaj mieć decydującego znaczenia pomyślałem, jadąc w strugach deszczu na dworzec w Czeskim Cieszynie. Przewidywałem jednak marną frekwencję. Moje przewidywania się sprawdziły, bowiem było nas ledwie czterech, w tym prowadzący Władek, organ prasowy Beata "Indi" oraz "Olo". W Suchej gdzie dojechaliśmy pociągiem też wcale sucho nie było, lecz po półgodzinnym koczowaniu pod daszkiem przestało jednak padać. Pod tym daszkiem było nas już łącznie siedmiu, gdyż oczekiwało tam jeszcze kilku miejscowych kolarzy. W tym składzie ruszyliśmy na trasę odwiedzając kolejne kamienne słupki stelami zwane. W 1965r. zastąpiły one drewniane krzyże, które umieszczono w miejscach, gdzie 6.08.1944r. zginęło 36 miejscowych obywateli, w zdecydowanej większości polskiej narodowości w odwecie za zastrzelenie kilka dni wcześniej (02.08.) członków cieszyńskiego gestapo przez oddział AK Józefa Kamińskiego "Strzały". Partyzanci ci mieli wykonać na nich wyrok śmierci za zbrodnie popełnione w okolicach Bielska i Żywca, więc przygotowali zasadzkę na błędowickim kopcu za wsią. Jednakże gestapowcy zabalowali w miejscowej gospodzie Mokrosza, wobec czego AK-wcy otoczyli gospodę chcąc dopaść swoje ofiary. W strzelaninie zginęli trzej gestapowcy, gospodzki, a także jeden z partyzantów. Ciężkie rany odniosła żona niemieckiego komisarza z Błędowic oraz jeszcze jeden partyzant. W dniu 6.08. w godzinach rannych całe Żywocice zostały otoczone kordonem niemieckich oddziałów. Niemcy mając w rękach listy osób, którzy nie podpisali niemieckiej listy narodowościowej (Volkslisty) udawali się pod konkretne adresy. O życiu lub śmierci decydowało to, czy ofiara miała taki dokument przy sobie. Przypadkowo zginęli też dwaj mieszkańcy Dolnej Suchej i Górnego Cierlicka, którzy akurat na rowerach przejeżdżali przez wioskę i nie mogli się wylegitymować. Zatrzymani nie byli przesłuchani, nie były im przedstawione żadne zarzuty, więc były to brutalne morderstwa, nawet wg ówcześnie obowiązującego niemieckiego systemu prawnego. Ludzie ginęli w całkiem przypadkowych miejscach: przy domach, drogach, na polach czy w lesie, i tam też znajdowaliśmy kolejne stele. Na słupkach wyryto tylko imię i nazwisko, więc dotychczas dla niezorientowanych w miejscowej historii niewiele mówiły. Jednak ostatnio przy każdym pojawiły się tabliczki z kodem QR, więc już mogły opowiedzieć historię danego miejsca.
Oficjalna uroczystość miała miejsce w centrum wsi pod pomnikiem ofiar, gdzie zebrało się sporo uczestników w ty przedstawicieli lokalnych władz z obu stron Olzy. Miała bardzo uroczysty przebieg, a konferansjerka była prowadzona na przemian po czesku i polsku. Miały miejsce okolicznościowe przemówienia władz Hawierzowa, Ambasadora RP z Pragi, zostały złożone wieńce i kwiaty od licznych delegacji (w imieniu Ondraszka ustawiliśmy zapalony znicz), była ekumeniczna modlitwa część artystyczna z udziałem wysokiej klasy solistów i odegrano hymny obu krajów. A na zakończenie zwiedziliśmy miejscowe muzeum opowiadające o tych tragicznych, wojennych czasach na Śląsku Cieszyńskim.
Do Cieszyna wróciliśmy na rowerach i pogoda również była dla nas łaskawa.
Rechtór-Zbyś