8.07.2023 r.
Na Żabim Szlaku
W przewidzianym terminie tj. 1.07. ze względu na niepewną pogodę i jeszcze gorsze prognozy Olo przeniósł swoją wyprawę na następną sobotę. Tym razem naszym zadaniem było przejechanie tzw. Żabiego Szlaku między Strumieniem a Pietwałdem, co wiązało się ze zdobyciem ustanowionej specjalnej odznaki. Bonusem była zapowiedziana niespodzianka. Tak więc dnia 8.07 w upalną sobotę na dworcu PKP w Cieszynie zebrała się grupka kilku Ondraszków: Olo, Unisono, Czorno, Rechtór i sympatyk Bronek. Wszyscy wpakowaliśmy się do pociągu relacji Cieszyn-Katowice. Już sam przejazd po tej trasie był atrakcją, bowiem tą linię uruchomiono ponownie całkiem niedawno (wrzesień 2022r.) Na przystanku Chybie-Mnich oczekiwali nas Paparazzi i Ziołowy, którzy przyjechali tutaj a jakże- na rowerach. W tym składzie przez Chybie i Zabłocie dotarliśmy do Strumienia, gdzie skład powiększył się o Roztomiłóm, Miodzia i Renatę, tak więc finalnie było nas 10 uczestników. Po powitaniach Olo wyjaśnił o co walczymy i otrzymaliśmy mapę trasy z miejscem na odcisk pieczęci w czterech wyznaczonych punktach. Skompletowana mapa na mecie w Pietwałdzie upoważniała do otrzymania rzeczonego trofeum. Wyprawę rozpoczęliśmy jednak od penetracji miejscowej cukierni, gdzie zrobiliśmy spore zaopatrzenie, jednak - co trzeba przyznać za niemałe pieniądze. Odwiedziliśmy też kościół św. Barbary oraz park z solankową fontanną i ruszyliśmy w kierunku Drogomyśla. Na tym fragmencie trasy prowadzenie przejął Ziołowy, bowiem zna te okolice jak własną kieszeń. Jadąc polnymi drogami w górę Wisły, w tym częściowo szlakiem WTR docieramy do Drogomysła, gdzie odpoczywamy chwilę przy mini fontannie solankowej. Teraz kierujemy się na Pruchną i następnie na Zebrzydowice. Tutaj w zamkowej gospodzie uzupełniamy płyny oraz kalorie i stemplujemy nasze mapy. Przed nami Frysztat. Teraz ja przejąłem prowadzenie, bowiem trasa w tym fragmencie była kopią trasy mojego rajdu winiarskiego. Dzięki temu mieliśmy możliwość podglądnąć postęp robót przy wymianie fundamentów drewnianego kościoła w Marklowicach Dolnych. Byliśmy tutaj całkiem niedawno i nie bez zaskoczenia stwierdziłem, że prezbiterium kościoła, które wówczas dosłownie "wisiało w powietrzu" jest już gotowe i znów opiera się porządnym kamiennym fundamencie. Teraz w powietrzu "wisi" spora część nawy i równoległe kładzie się szyndzioły na dachu. Roboty są prowadzone niezwykle starannie, co dobrze świadczy o firmie która podjęła się tego niełatwego zadania. Niebawem dojeżdżamy na frysztacki rynek, gdzie w informacji turystycznej naszą mapę ozdabia kolejna pieczątka. Tymczasem temperatura staje się trochę uciążliwa, więc z zadowoleniem przez chwilę korzystamy z ochłody, jaką oferują zraszacze sprytnie porozwieszane wokół rynku i solidnie się też nawadniamy w pobliskim miejskim browarze :). Przed nami już ostatni odcinek tej peregrynacji. Do celu prowadzi wiele dróg, my jednak wybieramy tą najkrótszą. Ma niestety jeden minus: jest to główna droga w kierunku Ostrawy, więc spodziewamy się sporego ruchu. Jednak z przejazdem nie było większego problemu, a najbardziej cieszyła absencja ruchu towarowego, bowiem tiry w soboty mają zakazane jeździć. Tak więc prawie wykończeni upałem meldujemy się na mecie w pietwałdzkim Domu Kultury, a konkretnie to w miejscowej restauracji. Olo załatwia formalności, i po chwili stajemy się szczęśliwymi posiadaczami odznaki Żabiego Szlaku oraz upominku - folderu krajoznawczego. Tutaj też oficjalnie zakończyła się nasza wycieczka, lecz pozostało jeszcze wrócić do Cieszyna. Zrobiliśmy to w trzech zespołach różnymi trasami. W trójkę: Olo, Rechtór i Bronek ambitnie postanowiliśmy wrócić przez Hawierzów i Suchą. Chcieliśmy też zobaczyć znane muzeum techniki w Pietwałdzie, lecz ku naszemu zdziwieniu nie było czego oglądać, bowiem muzeum zostało zlikwidowane. Częściowo lokalną drogą oraz ścieżką rowerową dojeżdżamy do Szumbarku. Tutaj ścieżka gdzieś nam się zgubiła, więc musieliśmy nieco kluczyć, aby trafić do Hawierzowa. Trzeba nam było przenosić rowery przez tory kolejowe, a także kawałek przejechać poboczem autostrady. Finalnie jednak dojechaliśmy do centrum miasta, skąd kierujemy się na Suchą Łąki i Kocobendz. A stąd już do Cieszyna był rzut beretem.
Łącznie przejechaliśmy ok.80 km, co w takim upale było całkiem sporym wyzwaniem, lecz wartym naszego wysiłku.
Rechtór-Zbyś