27.08.2022r.
Sekrety rybnickich lasów
"Apanaczi" Basia odkurzyła swoje dawne znajomości w Rybniku i zaprosiła Ondraszków na powtórną rowerową penetrację tych okolic. Ta pierwsza odbyła się bardzo dawno temu, więc temat był jak najbardziej na czasie. Dojazd do Rybnika był własny, co skutecznie ograniczyło ilość uczestników - zebrało się nas łącznie 9. Auta zostawiliśmy przy domu znajomych "Apanaczi". Naszym przewodnikiem i mentorem była ich córka Kasia. Jak pamiętam poprzednio też nas prowadziła, lecz od tego czasu zdążyła wyrosnąć, skończyć szkoły i studia, zacząć pracę, lecz co chwalebne nadal pozostaje pasjonatem ruchu i roweru. Na dziś zaproponowała trasę po północnych okolicach Rybnika w większej części po lesie. Najpierw jadąc ścieżką rowerową minęliśmy bazylikę, której dwie wysokie wieże są dominantą krajobrazu, zajrzeliśmy do szpitala z którego Rybnik jest znany na całym Śląsku (teraz to zabytek), minęliśmy miejskie kąpielisko "Ruda" i jadąc rogatkami dotarliśmy do tężni solankowej na Paruszowcu. Tutaj podreperowaliśmy nieco zdrowie w leczniczych solnych oparach i zagłębiliśmy się w Lasy Królewskie Cysterskich Kompozycji Krajobrazowych Rud Wielkich. Jechaliśmy oznakowaną gruntową ścieżką rowerową im. Oskara Michalika. Na polanie pośrodku lasu był jego pomnik oraz tablica, z której można się dowiedzieć, że p. Oskar był botanikiem-amatorem wybitnym znawcą tutejszych leśnych ostępów i zapalonym użytkownikiem roweru. Jak napisano w wieku 79 lat po okolicznych lasach przejechał ok.5 tyś km na rowerze i to w ciągu pół roku!. Szkoda, że nie możemy go już poznać, bo musiał być wyjątkowym człowiekiem. Nadal klucząc w leśnej głuszy dojechaliśmy do Kamienia. Za czasów PRL-u był tutaj ośrodek szkoleniowy kadry olimpijskiej ze znanym kąpieliskiem, które przerobiono na... staw rekreacyjny. No cóż, czasy się zmieniają. Następnie dojechaliśmy do Golejowa i po kilku kilometrach asfaltem znów zjechaliśmy w boczną gruntową dróżkę, która przez zagubiony w lesie przysiółek Buglowiec zaprowadziła nas do Chwałęcic nad "Rybnickie Morze" jak powszechnie nazywa się Zalew Rybnicki. Jezioro faktycznie imponuje wielkością i co ciekawe nie zamarza, gdyż służy do schładzania turbin pobliskiej elektrowni. Przejechaliśmy przez koronę zapory i piękną rowerową ścieżką objechaliśmy dookoła boczną odnogę zalewu o nazwie Gzel. W dawnym ośrodku wypoczynkowym "Kotwica", który jak pamiętam służył nam niegdyś za bazę wyprawy "Na rowerze i pod żaglami" urządziliśmy sobie dłuższy postój na małe co-nieco. Do miejsca startu wróciliśmy nowo wybudowanymi bulwarami wzdłuż rzeki Nacyna. Wielkim zaskoczeniem było dla nas to, że spotkaliśmy dziko żyjące... nutrie. Te sympatyczne zwierzaki, niegdyś hodowane dla modnego futra opanowały brzegi rzeczki, spacerują sobie teraz bulwarami i nie boją się ludzi, a wręcz odwrotnie oczekują od nas czegoś "na ząb". Stąd było już niedaleko do rybnickiego rynku, gdzie opanowaliśmy bar z burgerami. Tutaj też nasza rowerowa pętla się zamknęła na 50 km.
Pięknie podziękowaliśmy gospodarzom za miły dzień i pozostało nam jeszcze wrócić do Cieszyna, ale wiemy, że było warto tu być!
Rechtór-Zbyś Pawlik