17.07.2022 r.
Do Ostrawy (i nie tylko) ścieżkami rowerowymi
Przewidywana w naszym kalendarzu w tym terminie wycieczka Włodzimierza Nowaka została odwołana, więc z radością przyjęliśmy propozycję z kalendarza Beskidzioków. Wczesnym rankiem przy pięknej pogodzie przed remizą straży pożarnej w Czeskim Cieszynie pojawiło się 11 Ondraszków, a zebrało się coś ok. 20 kolarzy, których miał prowadzić Władek Niedoba. Po serdecznych powitaniach i załatwieniu formalności (lista obecności) Władek wyjaśnił pokrótce gdzie i jak pojedziemy. Zaznaczył przy tym, że pojedziemy wolno. W jego wydaniu zabrzmiało to nieco dziwnie, bowiem jest znany w raczej dość szybkiej jazdy, zwłaszcza, że dosiada lekkiego rumaka na sportowych przełożeniach. Nasze obawy oczywiście się sprawdziły choć o godz. 8.00 ruszyliśmy, niczym Lokomotywa w wierszu Tuwima najpierw powoli, jak żółw ociężale... Gdzieś koło Ropicy nabieraliśmy już właściwego Władkowi tempa, który mimo protestów niektórych i tego, że jechaliśmy pod górkę w stronę Oldrzychowic frunął jak ptaszek, a reszta peletonu próbowała za nim nadążyć z lepszym lub gorszym skutkiem. Jechaliśmy raz w górę, raz w dół równolegle do łańcucha Beskidu Śląsko-Morawskiego. Na krótko zatrzymaliśmy się w Ligotce Kameralnej, gdzie jest godny obejrzenia kościół ewangelicki dokładnie taki jak cieszyński, tylko w zmniejszonej skali, o czym wiedzieliśmy z wykładu pastora na naszej niedawnej wyprawie do Drogomyśla. Jednak tylko „Milczek” i "Olo" pobiegli, aby to sprawdzić.
Przed nami jeszcze parę sporych podjazdów i odsłonił się wspaniały widok na Łysą Górę i sąsiedni trapez Ondrzejników. Kontemplować jednak nie było czasu, i pięknym długim zjazdem dojechaliśmy do Niżnej Lhoty oraz sąsiedniej Dobrej. Tutaj nastąpił zasłużony odpoczynek w przyjaznej rowerzystom gospodzie o nazwie "Kolovna" czyli "Rowerownia”. Dalsza droga wiodła przez Noszowice koło browaru (wdzięczny temat na osobną wyprawę), i niebawem byliśmy już we Frydku. Tutaj wjechaliśmy na kapitalną ścieżkę rowerową wzdłuż rzeki Ostrawica, która zaprowadziła nas do samej Ostrawy. W tym pięknym mieście nadrzecznymi bulwarami zajechaliśmy pod ratusz, gdzie czekała na nas umówiona p.redaktor z miejscowej TV. Po udzieleniu paru wywiadów nieco dłuższy odpoczynek nastąpił w barze na tyłach ratusza, przy małym "co nieco”. Na pytanie co dalej?, wszyscy byli zdecydowani dojechać co najmniej do Bogumina, skąd też można było ratować się pociągiem w drodze powrotnej. Ścieżka rowerowa doprowadziła nas do miejsca, gdzie Ostrawica wpada do Odry, skąd jechaliśmy dalej, już po nadodrzańskich wałach. Niedługo potem zajechaliśmy z fasonem przed dworzec kolejowy w Boguminie. Tutaj z naszego peletonu odłączyły się "Ośka”, "Szykowno" i Monika, jednak pozostała (męska) część rowerowej braci ambicjonalnie postanowiła zamknąć rowerową pętlę aż w Cieszynie. Było to zadanie na ponad 100 km łącznie, jednak dzięki dość sprinterskiemu prowadzeniu przez Władka była stosunkowo wczesna godzina i uznaliśmy, że damy radę. Na znanym nam już odcinku z wypraw do ujścia Olzy peleton podzielił się na małe grupki, bowiem nie wszyscy dali radę utrzymać koła prowadzącemu, który jechał w tempie jakby wycieczka dopiero się zaczęła. W jedną kupkę zgromadziliśmy się dopiero w Darkowie, no i później w Łąkach, gdzie w "Rybim Domu" zasiedliśmy na dłużej, aby odsapnąć i posumować wyprawę. Mimo, że byliśmy dziś w kilku dużych miastach, z perspektywy roweru można powiedzieć, że w zdecydowanej większości jechaliśmy pośród zielonego krajobrazu i bezpiecznie odseparowani od samochodów. Idealna trasa dla rowerzystów z sportowym zacięciem. Nie zwiedziliśmy jednak niczego (poza wyjściem na ratuszową wieżę za pieczątką), bowiem nasz program tego nie zakładał. Jak dla mnie trochę szkoda, bowiem byłoby po drodze co oglądać. A tak przejechałem 103 km, a wartością dodaną było to, że już o 17.00 byłem w domu.
Rechtór-Zbyś