9-11.07.2021 r.
Rowerem po Jurze i Pustyni: Olkusz i okolice
Inspiracją dla tej wyprawy była nasza ubiegłoroczna krótka wizyta w Olkuszu, na trasie rowerowej pielgrzymki do Częstochowy. Uznaliśmy wówczas, że to urocze miejsce jest godne osobnej eksploracji. Baza była ta sama: schronisko młodzieżowe "Na Jurze". Jest to świetne miejsce pod względem lokalizacji, zakwaterowania i co równie ważne - ceny. W wyprawie ostatecznie udział wzięło 11 Ondraszków. Ze względu na uroczystości pogrzebowe śp "Maniusia" dotarliśmy tutaj grubo po południu, lecz jeszcze zdążyliśmy jeszcze nieco zwiedzić miasto. Ci co przybyli wcześniej byli w muzeum afrykanistycznym, czyli dość wyjątkową atrakcję w tym miejscu. Byliśmy też na kopcu Kościuszki oraz w dawnym grodzisku nazywanym Stary Olkusz. Po osadzie pozostały wały i ruiny gotyckiego kościółka tak dobrze ukryte w lesie, że był problem ją zlokalizować. Powrót do bazy zamienił się w niezupełnie wygrany wyścig z nadciągającą burzą. Na szczęście szybko minęła i udało się jeszcze zrealizować wieczorny program z opiekaniem kiełbasek i śpiewnikiem w ręce. Przy tej okazji wręczyliśmy też "Czornej" zaległy imieninowo - urodzinowy prezent.
Nazajutrz raniutko, już o godz. 9.00 przy wspaniałej pogodzie wyruszyliśmy na Jurajski szlak. Trasę prowadził Olo i zakładał przejazd szlakiem rowerowym aż do Smolenia, połączony ze zwiedzaniem napotkanych atrakcji. Pierwszy postój nastąpił już w nieodległym zamku Rabsztyn, którego rewitalizację w tym roku ukończono. Zamek jest malowniczą ruiną uzupełnioną obecnie o współczesne udogodnienia, np. kawiarnię. Z wieży był wspaniały widok na okolicę. Odwiedziliśmy też drewnianą chałupę Kocjanów z poł. XIX w. Jest to dom rodzinny Antoniego Kocjana znanego konstruktora szybowców w czasach II RP oraz szefa wywiadu lotniczego AK w czasie II w. świat. Jako, że pomógł odsłonić tajemnice niemieckich broni odwetowych V-1 i V-2 mówiono o nim jako "o człowieku, który wygrał wojnę". W dalszej drodze zauważyliśmy, że oznakowany jurajski szlak rowerowy ma taką właściwość, że omija drogi. Tak więc wjechaliśmy w lasy, czyli nieodmiennie również w piaski. Jadąc i prowadząc na przemian doczłapaliśmy do Jaroszowca. Tutaj nieco zmodyfikowaliśmy trasę. Już po asfalcie przez Kolbark dojechaliśmy do Bydlina. Tutaj zobaczyliśmy ruiny zameczku oraz relikty okopów z czasów I wojny światowej. Bitwa jaką tutaj stoczyła I Brygada Legionów w listopadzie 1914 r. weszła do historii jako bitwa pod Krzywopłotami. Ku naszemu zaskoczeniu też zobaczyliśmy żołnierzy, lecz z zupełnie innej epoki. Byli to uzbrojeni półcywile ucharakteryzowani na żołnierzy AK. Jak się dowiedzieliśmy grupy rekonstrukcyjne realizowały właśnie jakąś grę terenową. Przed nami zamek Pilcza w Smoleniu. Nie trafiliśmy niestety na obrany skrót i nadłożyliśmy kilometrów jadąc dookoła drogą powiatową. W efekcie po pokonaniu kilkunastu kilometrów i kilku sporych wzniesień już pod zamkiem padło dramatyczne pytanie: zwiedzamy czy szukamy jedzenia, bowiem żołądki już od dawna się odzywały. Zwyciężyło to drugie, więc zjechaliśmy ze sporego kopca do Pilicy, wprost do baru "U Ryśka". Wjechaliśmy też jakby do innej epoki, bowiem bar z wyglądu trochę przypominał czasy słusznie minione. Ale za to Rysiek wykazał się kunsztem kulinarnym, bowiem obiad był wyśmienity. Przywróceni do życia zwiedziliśmy pozostałe miejscowe atrakcje: nieduży rynek z miniaturowym ratuszem i piękny ze średniowiecznym rodowodem kościół pw. Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty. Jego bogatą historię przybliżył nam przypadkiem spotkany proboszcz. Podjechaliśmy też pod zaniedbany klasycystyczny pałac położony pośrodku wielkiego parku. Wg informacji miejscowych pałac jest własnością prywatną i już dawno mógłby być wizytówką Pilicy, gdyby nie ślimaczące się zawiłości własnościowo - prawne. Do Olkusza wróciliśmy przez Kwaśniów i Klucze do kompletu dokładając kilka następnych sporych wzniesień, i zaliczając finalnie ok. 70 km.
W bazie serdecznie powitaliśmy "Baśkę" i "Skrybę", którzy w międzyczasie też dotarli. Wieczór spędziliśmy miło i przyjemnie na tradycyjnych posiadach.
Niedziela to dzień powrotu. Musieliśmy zatem opuścić pokoje, ale przed wyjazdem zaplanowaliśmy jeszcze rowerową wyprawę na ok. 40 km na Pustynię Błędowską i do rezerwatu Pazurek. Pogoda dopasowała się do tych planów, bo już od rana było tak upalnie jak na pustyni. I znów musieliśmy dojechać do Kluczy, lecz tym razem boczną drogą i po kilku kilometrach lokalnej drogi na Bolesław skręciliśmy do "Róży Wiatrów". Tak nazywa się owa pustynna atrakcja oznaczająca zespół wiat połączonych pomostami i położonych na skraju naprawdę wieeeelkiej piaskownicy. Faktycznie przypominała pustynię, bowiem wśród piasku był widoczny jedyny pas zieleni wzdłuż przepływającej Białej Przemszy i dzielący ją na dwie części. Aby w pełni ogarnąć ten niezwykły jak na Polskę widok, wyjechaliśmy jeszcze na wzgórze Czubatka. Jest to najwyższy punkt w okolicy, stąd i widok był naprawdę wyborny. Tak jak na prawdziwej pustyni dokuczał nam upał i pragnienie, więc po dłuższych poszukiwaniach oazy zakotwiczyliśmy na dłuższy popas w gospodzie przy tutejszym Domu Kultury. Dalsza trasa prowadziła do Jaroszowca Olkuskiego, lecz już bez "Skryby" i "Baśki", którzy realizowali własny program. Szukając rezerwatu skorzystaliśmy z napotkanej ścieżki dydaktycznej, dzięki czemu poznaliśmy spory fragment Pazurka. Stwierdziliśmy zgodnie, że to miejsce niczym szczególnym się nie wyróżnia, a jego główną atrakcją są pewnie oglądane w gęstym lesie ostańce nazwane Kosowe Skały. Do Olkusza wróciliśmy ruchliwą główną drogą przez Rabsztyn.
Na zakończenie przygody część zespołu zaliczyła jeszcze najnowszą atrakcję Olkusza, czyli multimedialną wystawę historyczną "Podziemny Olkusz" o mieście i jego tradycjach górniczych. Nowoczesna wystawa otwarta po latach budowy w maju br. jest zlokalizowana w podziemiach nieistniejącego już ratusza oraz średniowiecznych piwnicach przyrynkowych kamienic królewskich. W bardzo ciekawej formie opowiada o czasach, kiedy gwarkowie drążyli dziury w ziemi szukając ołowiu, cynku i srebra, a miasto było jednym z najważniejszych miejsc na mapie Królestwa Jagiellonów.
Opuszczając z żalem gościnny Olkusz postanowiliśmy jeszcze tutaj powrócić, w ramach następnej rowerowej eksploracji szlaku Orlich Gniazd.