Zakończenie 54 sezonu Ondraszka

10.10.2020 r.

 

Zakończenie 54 sezonu Ondraszka

 

Jak przystało na ten wyjątkowo dziwny sezon, jego zakończenie też nie było typowe. W pierwotnie wyznaczonym terminie 11.10. wg prognoz pogodowych miało prać żabami, a z kolei termin 10.10. się zwolnił, w związku z odwołaniem zapowiadanych obchodów 110-lecia PTTK w Cieszynie. Nastąpiła szybka wymiana telefonów i sms-ów, podjęcie decyzji i na rynku w tą faktycznie pogodną sobotę pojawiło się coś ponad 30 zamaskowanych osobników na rowerach. Nie był to najazd ani napad, lecz ostatnia w tym sezonie ondraszkowa wyprawa. Traf chciał, że w tym roku wycieczkę inauguracyjną w czerwcu nad jez. Żywieckie, jak i tą dzisiejszą przygotował ten sam wspaniały team Ośka i Bystry, tak więc w ich rękach i głowach była α i Ω sezonu czyli początek i koniec.

Szczególnie serdecznie powitaliśmy dwie urocze rowerzystki z klubu "Gronie" z Tychów. Miały kawał drogi, aby do nas dojechać. Byli też przedstawiciele "Przerzutki" z Zebrzydowic, sporo Ondraszków i sympatyków. Z Cieszyna wyruszyliśmy w dwóch grupach, które na rogatkach miasta się ponownie połączyły. Przez Puńców, Dzięgielów i Bażanowice dojechaliśmy do Goleszowa. Krótki przystanek nastąpił przy zabudowaniach dawnej cementowni. Historię tego miejsca i inne wydarzenia ciekawie opowiedział Ondraszek Henryk Nowak, który jak się okazało pochodzi z Goleszowa i mieszkał tutaj przez wiele lat. Nad jeziorkiem Ton już na nas czekał Robert z Zaolzia, jako jedyny reprezentant Beskidzioków oraz grupka, która przybyła autami Bogusia Biedronka i Niezłomny Józek z mamą. Ogień w grillu już był rozpalony, więc raźno zabraliśmy się za opiekanie przywiezionych kiełbasek. Po zaspokojeniu głodu nastąpiła okazja do wspominania przygód na rowerowych (i nie tylko) szlakach. Pokrótce omówiliśmy też co i jak udało się nam zrealizować w trakcie tego wyjątkowo krótkiego sezonu. Wspomnieliśmy tych, którzy w tym roku odeszli na zawsze, ale też podzieliliśmy się i dobrymi wieściami. W tym m.in. urodzinami piątego wnuka u Afi i Rechtora, ale zarazem pierwszego, który ma na nazwisko Pawlik!. Robert przekazał też co słychać u Bekidzioków oraz opowiedział nieco o planach na przyszły sezon.

Przerywnikiem były nasze beskidzkie pieśniczki, które śpiewaliśmy przy akompaniamencie harmonijki ustnej Gwarka. W tej fajnej atmosferze czas leciał szybko. Wkrótce pożegnały nas rowerzystki z Tychów zapraszając na swoje zakończenie sezonu za tydzień, kolejno opuszczali to urocze miejsce następni biesiadnicy. Brawami podziękowaliśmy organizatorom tej sympatycznej wyprawy, i już indywidualnie ruszyliśmy w drogę powrotną.

W 6 osobowej grupce Jędruś, Apanaczi, Afi, Rechtór, Roztomiło i Miodzio postanowiliśmy pojechać do Cieszyna drogą, której nigdy przedtem nie było, ale i potem już też nie będzie. Otóż tą jednorazową i wyjątkową okazję dały nam aktualnie prowadzone roboty odtwarzające tory kolejowe z Cieszyna do Goleszowa. Stare tory już zdemontowano, lecz nowych jeszcze nie położono, więc jechaliśmy po odtwarzanym nasypie kolejowym. Tym sposobem dotarliśmy do miasta po równym, ale też i po nawierzchni, która miejscami przypominała orne pole po wykopkach. Z tego powodu w Bażanowicach Miodzio z Roztomiłą wrócili jednak na drogę. Było to jednak ciekawe doświadczenie przejeżdżać jak pociąg przez kolejne przystanki: Bażanowice, Cieszyn-Mnisztwo i podjechać pod ul. Bielską kolejowym wiaduktem. Na przejeździe przy ul. Słowiczej nawet auta zatrzymały się przepuszczając nas, jako mających pierwszeństwo na torach!.

Ta nietypowa przygoda skończyła się w okolicach Bobrku, gdzie... napotkaliśmy już świeżo położone tory.

Przejechaliśmy 33 km.

PS. A nazajutrz - w niedzielę, i cały następny tydzień faktycznie prało żabami....

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Paparazzi]

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Rechtór]

 

Rechtór - Zbyś