Rajd pograniczem CZ-PL cz.III

Administrator

23.08.2020 r.

 

Rajd pograniczem CZ-PL cz.III

 

Wg terminów wpisanych w "sklerotniku" ten rajd miał się odbyć na wiosnę br., lecz ze względu na wirusowe zawirowania przesunęliśmy go na tą sierpniową niedzielę. W zamyśle była to trzecia część tryptyku, jaki zapoczątkowaliśmy w roku 2018 Rajdem Niepodległości. W roku 2019 odbył się Rajd śladami wojny polsko-czeskiej, no i teraz chcieliśmy zobaczyć, jak te graniczne przepychanki się zakończyły, i co z tego wynikło. Okazją była też 100 rocznica tych ważnych dla Śląska Cieszyńskiego wydarzeń, bowiem decyzja o podziale zapadła 28 lipca 1920r. Wraz z Robertem z PTTS-u postanowiliśmy rozpocząć Rajd na dawnym przejściu granicznym w Leszna Grnicznym. Podzieliliśmy się prowadzeniem tak, że do Cieszyna trasę opracował Robert, a dalej już ja. Nadrzędnym celem było takie wybór trasy, aby przejechać jak możliwie blisko wytyczonej granicy, co miało określone reperkusje, bowiem nie wszędzie był asfalt, a nawet nie wszędzie była droga.

W Cieszynie na rynku zebrały się Ondraszki i część Beskidzioków. Po serdecznych powitaniach (z Beskidziokami widzieliśmy się po raz pierwszy w tym roku!) dosiedliśmy bicykli i wspólnie przejechaliśmy przez Puńców i Dzięgielów na przejście granicznego. Ten fragment trasy gonił za nami Krzysztof (Ondraszek z Katowic), który nieco się spóźnił na start w Cieszynie, ale na szczęście wiedział gdzie nas szukać.

Na granicy już nas oczekiwała pozostała grupa uczestników wraz z Robertem z PTTS-u. Była też obecna reporterka z polskiej gazety w RCZ "Głos", która montowała fotoreportaż z wydarzenia. W peletonie wyróżniała się rowerowa rodzinka z czteroletnią córeczką, która jechała na własnym małym rowerku (!) z podniesionym przednim kółkiem i holowanym przez tatę. Razem było nas 24, w tym 8 Ondraszków.

Rajd rozpocząłem od historycznego wprowadzenia w perypetie kształtowania granicy państwowej w latach 1919-1920 oraz późniejsze modyfikacje z lat 1938, 1939, 1945 po jej ostateczny dzisiejszy kształt. Ekspresję wypowiedzi podkreśliłem założonym historycznym mundurem celnika i ilustrowałem prezentacją oryginalnych artefaktów z epoki, a były to banknoty obu państw z emitowane w latach 1919-1989. Podkreśliłem, również że nasza wyprawa zakończy się w tajemniczym miejscu nazwanym "Na końcu świata”, a wytrwałych którzy tam dojadą nagroda nie minie. Wyprawa rozpoczęła się po asfaltowej drodze, która mniej więcej naśladowała przebieg granicy aż do Czeskiego Puńcowa. Po drodze spotykaliśmy gdzieniegdzie słupki graniczne, w Puńcowie zobaczyliśmy też, stojący tuż za granicą, pięknie odrestaurowany budynek dawnej straży granicznej, przyozdobiony na elewacji orłem w wersji obowiązującej bezpośrednio po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W Kojkowicach natknęliśmy się na tablicę pamiątkową na cześć "cysorza" Franciszka Józefa I, który był w tym miejscu w 1906 roku obserwując manewry wojskowe. Przy okazji odkryliśmy miejsce z pięknym widokiem na Cieszyn. Finalnie stromym zjazdem znaleźliśmy się na poziomie rzeki Olzy, po czym niebawem, już na przedmieściach Cieszyna podjechaliśmy leśną ścieżką z przeszkodami (powalone drzewo) do miejsca, gdzie granica dochodzi do rzeki. W tym momencie znaleźliśmy się już w Polsce, ale niebawem po kładce rowerowo-pieszej wróciliśmy do Czeskiego Cieszyna. W miejscu dawnego przyczółku mostowego przypomniałem historię rozebranego w 1984r. mostu "przepustkowego”. Następnie podjechaliśmy pod muzeum, aby obejrzeć niedawno (28.07.2020) odsłonięty pomnik ustanowienia granicy i powstania Czeskiego Cieszyna. Ceremonia odbyła się w obecności władz obu miast, w duchu porozumienia, pojednania i współpracy, jak podkreślały Panie Burmistrzynie obu miast. Kontrowersje i żywe dyskusje wzbudza jednak kształt pomnika bowiem jest to replika dawnego słupa czeskiego granicznego. Nasz głos w tej sprawie można przeczytać w załączonym piśmie do władz Cieszyna.

Wspomniałem tu również, jak nagle z dotąd jednolitego Cieszyna zrobiono dwa, i z jakim mozołem oba te gwałtownie rozdzielone organizmy budowały swoją samodzielność.

Dalsza droga aż do Karwiny była łatwa i prosta bowiem jechaliśmy w dużej części po ścieżce rowerowej wzdłuż rzeki. W Łąkach nad Olzą, w miejscu gdzie była niegdyś prowizoryczna ława przez rzekę przybliżyłem historię małego ruchu granicznego zapoczątkowanego umową w 1925r, i ponowioną w roku 1959r. Wypowiedź poparłem prezentacją autentycznych dokumentów z epoki (przepustki graniczne i inne o raz perypetiach ludzi mieszkających na na pograniczu). Jeszcze przed Karwiną granica opuszcza koryto Olzy, i szerokim łukiem omija miasto. Naśladując jej przebieg trafiliśmy najpierw na dawne przejście graniczne Kaczyce - Karwina, a następnie w miejsce, gdzie obecną drogę wówczas przegrodził nasyp ziemny i szykany z szyn. O tym, że w latach międzywojennych było tu przejście graniczne świadczy stojący opodal budynek dawnej służby celnej. Tutaj też wjechaliśmy do Polski, aby w Kaczycach Dolnych wrócić znów do Czech wjeżdżając do Czarnego Lasu. Wykorzystując nieco wyboistą, ale utwardzoną leśną ścieżkę dojechaliśmy do Mizerowa - nadgranicznej dzielnicy Karwiny. Tutaj droga się nagle skończyła, i dalej po miedzy dotarliśmy na powrót do Polski, w rejon dawnego przejścia granicznego w Marklowicach Dolnych. Tą miejscowość wyjątkowo dotknęła złośliwość losu, bowiem granica nie tylko podzieliła wioskę, ale wręcz poszczególne gospodarstwa i miejsca użyteczności publicznej (kościół, cmentarz, remiza strażacka-CZ, szkoła-PL), zmuszając mieszkańców do biegania z przepustkami dookoła przez wyznaczone przejście graniczne. Stąd na "Koniec świata" prowadziła asfaltowa droga, która jednak skończyła się w lesie, gdzie było trzeba rowery kawałek podprowadzić. Do tego niedawny deszcz spowodował, że ścieżka była błotnista, więc oczywiście "ubrudziliśmy nieco buciki" o rowerach nie wspominając. Nasza peregrynacja zakończyła się w czeskiej miejscowości Piersna. Tutaj w malowniczym miejscu między stawami stoi gospoda o trafnej nazwie "Koliba na konci světa”. Dojechała tu prawie połowa pierwotnego składu naszego peletonu, w tym nasza mała bohaterka na dziecinnym rowerku, wzbudzając prawdziwy podziw nas wszystkich. Po konsumpcji, w tym ufundowanej nagrody nadszedł czas powrotu do "cywilizacji".

Razem dojechaliśmy do Piotrowic i Karwiny, skąd część zespołu wróciła pociągiem, a czwórka dojechała do Cieszyna na rowerach, zamykając prawie 90-km pętlę. Podsumowując rajd z całym przekonaniem możemy stwierdzić, że organy niegdyś wytyczające linię granicy państwowej miały sporą fantazję, a sporo miejsc gdzie teraz byliśmy, było nam dotychczas nieznanych!

 

[GALERIA ZDJĘĆ - Paparazzi]

 

 

Rechtór-Zbyś