30.08.-1.09.2019 r.
Kronika wyprawa do Niskich Tatr
Tym razem nasza tradycyjna wyprawa górska, którą przygotowała Apanaczi wraz z Jędrusiem wzięła na celownik dwie najwyższe góry w łańcuchu słowackich Niskich Tatr: Chopok 2023 m npm i Dumbier 2043 m npm.
W piątek raniutko kilkunastoosobowa grupa Ondraszków wraz z sympatykami górskich podróży zapełniła Jędrusiowy autobus. Na rozgrzewkę Andrzej Słota podwiózł całe towarzystwo do miejscowości Korytnica Kupele, skąd mieliśmy wyjść na Kozi Chrbat i dojść docelowo do miejscowości Donovaly. Korytnica to miejscowość sowicie obdarzona przez naturę źródłami wód mineralnych i aż dziw bierze, że wygląda na opuszczoną i zapuszczoną. O dawnej świetności przypominają ujęcia wod mineralnych obudowane ładnymi domkami, natomiast reszta zabudowy uzdrowiskowej to Klondike po gorączce złota, czyli miasteczko - widmo gdzie hula wiatr. Łatwym podejściem przez las dochodzimy do Hiadelskiego Sedla. Tutaj się rozdzielamy: część grupy idzie ostro w górę na Kozi Chrbat, a pozostała część obchodzi wierzchołek po trawersie. Decyzję kto gdzie idzie pomógł podjąć wzmagający się wiatr, przyganiający deszczowe chmury. Będzie lać!
W akompaniamencie grzmotów zdążyliśmy jednak prawie na sucho wyjść na szczyt i mimo groźnie wyglądających deszczowych chmur, deszcz z nich był niewielki, a nawet w tym samym czasie świeciło słońce. Szczytowe partie całkiem przypominały nasze bieszczadzkie połoniny, więc ubrani w peleryny wiosłowaliśmy wśród wielkiego traw oceanu, z których wystawały tylko nasze głowy.
Schodząc ze szczytu spotkaliśmy się z resztą grupy. Wg ich relacji burza była tak potężna, że musieli uciekać pod daszek. Dziwne.
Ale niebawem znów wyszło słońce, więc już bez przeszkód podziwiając widoki przetykane pasmami mgieł, późnym popołudniem doszliśmy przez Sedlo Hadlanka i Keckę do zaparkowanego autobusu w Donovalach. W końcu dojechaliśmy do górskiego hotelu w Krpačowie, który był naszą bazą na kolejne dwa dni. Ale jeszcze tego samego wieczoru, korzystając z obecności naszych dwóch wspaniałych wirtuozów gitary - Józka i Andrzeja, daliśmy czadu, choć był to tylko próbny popis naszych wokalnych możliwości.
Nazajutrz obudziło nas słońce, więc pogoda do ataku na szczyty wprost wymarzona. Podjechaliśmy do dolnej stacji kolejki linowej na Chopok. Tutaj podzieliliśmy się na dwa zespoły: Jeden z wraz z Apnacazi wyjechał kolejką na szczyt i szedł w kierunku Dumbiera, a drugi wraz z Jędrusiem udał się "per pedes" w kierunku odwrotnym. A zatem mieliśmy pewność, że gdzieś na trasie się spotkamy. Podejście pod Dumbiera było wymagające - długie i strome. Na szczęście wysoko, już w paśmie kosodrzewin czekało na nas schronisko Štefanikova Chata, które się jawiło jako oaza na pustyni. Po odpoczynku i uzupełnieniu płynów ruszyliśmy do ataku szczytowego. Teraz szlak wiodł łatwym trawersem, więc niebawem po ścieżce ułożonej z potężnych głazów dotarliśmy na sam szczyt, a po drodze spotkaliśmy się z grupą "kolejkową". Teraz powtórzył się scenariusz dnia wczorajszego. Nie wiedzieć skąd, nadeszły ciemne chmury, a dalekie grzmoty nie wróżyły nic dobrego. Byliśmy dokładnie pośrodku dwóch żywiołów: z jednej strony góry promienie słońca zalewały dolinę z której wyruszyliśmy, a z jej drugiej strony dolinę Liptowa zalewał deszcz. W końcu deszczowe chmury jednak zwyciężyły i znów musieliśmy ustroić się w peleryny. Jednak deszcz był dość niemrawy, no i wkrótce przeszedł bokiem. W tym czasie zdążyliśmy zrobić sesję zdjęciową pod krzyżem na wierzchołku Dumbiera i poszliśmy w stronę sąsiedniego Chopoka. Podziwiając przepiękne górskie widoki doszliśmy do kolejnego schroniska, które przycupnęło opodal stacji górnej kolejki linowej. Sam szczyt Chopoka to niewielka górka kamieni tuż nad schroniskiem. Grupa nie miała zamiaru go zdobywać, lecz wraz z Marianem Gołuckim uparliśmy się, że musimy tam wyjść i już po kilkunastu minutach robiliśmy sobie zdjęcia pod tabliczką szczytową. Warto było tu być, bo widok był rewelacyjny, a także wyjątkowa okazja, aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z oboma zdobytymi dwutysięcznikami w tle.
Teraz pozostało nam tylko zejść do doliny do autobusu. Część grupy ratowała się kolejką, większość jednak zeszła piechotą. Zmęczeni, ale szczęśliwi dojechaliśmy do bazy. Dodatkowo tego wieczoru, przy wielkim ognisku pod baldachimem z milionów gwiazd dosiedzieliśmy do północy wspominając dawne wyprawy, śpiewając wniebogłosy i częstując się różnymi dobrami. Obsługa hotelu przezornie wytyczyła krąg pod ognisko w sporej odległości od budynku. Widać nie byliśmy tutaj pierwszą grupą z tak bogatym programem.
Niedziela pozostała nam na powrót do codzienności W drodze powrotnej zwiedziliśmy jeszcze dwa wysokiej klasy zabytki: zamek Slovenska Lubča oraz pełne wspaniałych zabytków górnicze miasteczko Kremnica. Tutaj dość nieoczekiwanie schodząc z kościelnej wieży natrafiliśmy na przyjaciół z PTTS-u, którzy przyjechali tutaj eksplorować okoliczne góry.
Ostatnim punktem programu była wizyta w środku Europy, który wg pomiarów geografów znajduje się w sąsiednich Kremnickich Baniach. Zależy zresztą jak to mierzyć, bo takich środków ma Europa co najmniej kilkanaście.
Wieczorem dotarliśmy do Cieszyna zmęczeni, ale zadowoleni z udziału w tak wspaniałej wyprawie ... i już tęsknimy za następną.
"Rechtór" - Zbyś