DOLOMITY NA ROWERZE I NIE TYLKO

Czorno

8-15.09.2019 r.

 

DOLOMITY NA ROWERZE I NIE TYLKO

 

Na początku września, gdy po letniej przerwie miały miejsce kolejne rajdy Ondraszka, nas na nich nie było... ale z rowerem kontaktu nie straciliśmy, o czym poniżej słów kilkadziesiąt.

Osiem dni, od 8 (niedziela) do 15 września, spędziliśmy w Dolomitach, wędrując wraz z wycieczką PTTK Katowice i przewodnikiem Tomkiem z... Czeskiego Cieszyna po kolejnych grupach szczytów wokół dolin Val di Fassa i Val di Fiemme: Bletterbach ze szczytem Weishorn, Sassolungo czyli Langkofel czyli Długi Kamień (z najwyższym szczytem o tej samej nazwie (3181 m npm), do którego by dojść z przełęczy Sasso, pokonaliśmy, idąc niezwykle malowniczą ścieżką Sentiero, najwyższą różnicę wysokości podejścia - ponad 800 m), masyw Catinatio czyli Rossengarten czyli Różany Ogród, dolina Vaiolet, wędrówka do schroniska Principe, Marmolada (na wys. 3265 m npm wjechaliśmy kolejką, w drugiej części dnia oglądaliśmy ją z przeciwległego stoku z przełęczy Passo di Fedaia do Passo Pordoi, skąd zjechaliśmy kolejką zaliczając niesamowite widoki), masyw Letmar (wędrówka szlakiem przez przełącz Forcella dei Camosci do schroniska Torre di Pisa). Po drodze spotykaliśmy przemiłych ludzi z różnych krajów, pozdrawialiśmy się w wielu językach, także... czeskim i polskim. Było bardzo dużo wycieczek emeryckich i to mocno, z Francji i Włoch.

W najciekawszym, z mocnym duchowym przesłaniem, schronisku Tony Demetz na przełączy Forcella Sassolungo (2685 m npm) u podnóża w paśmie Sassolungo rozmawiałam po rosyjsku (kto by pomyślał, że po tylu latach dawno zakończone nauki się przydają) z ... Australijką. To znaczy nie rdzenną, ale od wielu lat tam mieszkającą. A początek historii tego schroniska, to tragedia: w sierpniu 1952 r. na w/w szczycie od uderzenia piorunem ginie Tony Demetz, przewodnik i alpinista, oraz jeden z turystów, których prowadził, drugi zostaje ranny. Ojciec Toniego, Giovanni, wspina się na szczyt by ratować syna i jego towarzyszy, ale, gdy widzi, co się stało, znosi na Forcella del Sasso pozostałego przy życiu turystę, potem wchodzi po ciało syna i z innymi ratownikami - po kolejne ciało. Gdy ten uratowany dziękuje za uratowanie życia, to samo czyni i Giovanni - chciał skoczy w przepaść, gdy ujrzał martwego syna, przeszkodziło mu poczucie obowiązku ratowania życia temu, którego zastał żywego. Już w grudniu tego roku rząd włoski uhonorował Giovanniego nagrodą "Gran Ordine Del Cardo", a on wiąże się emocjonalnie na resztę życia z Sassolungo - w następnym roku uzyskuje zgodę na budowę u podnóża Sassolungo schroniska upamiętniającego tę tragedię. Już w kolejnym - 1954 r. schronisko Demetzów (tak, ma jak my 65 lat) zaczyna działać. Do dziś należy do rodziny Demetzów. Mocno starszy pan, który nas obsługiwał, to młodszy o 8 lat brat Toniego, a towarzysząca mu trochę młodziej wyglądająca i podobna do niego (jak mi się wydawało) kobieta, to może jego córka. Gdy tak sobie obliczałam Jego wiek, wyszło mi, że może mieć ok. 80 lat! I pracuje!

Jeździliśmy autokarem po 10 razy większych serpentynach niż na Kubalonkę :), a także kolejkami na wyższe partie gór, by z ich stacji końcowych iść na jeszcze wyżej i wyżej... maksymalnie do 2700 m. npm - "z buta". Wszędzie piękne i jeszcze piękniejsze widoki, których oglądanie umożliwiła nam pogoda, ciepła i słoneczna, choć tuż przed naszym przyjazdem spadł tam pierwszy śnieg i w nocy było poniżej zera! Były też widoki mrożące krew w naszych żyłach - przepaści i wspinający się po pionowych wręcz skałach kusiciele losu oraz widoki świadczące o górskich żywiołach, np. o niesamowitej wichurze, która 29 października 2018 r. nawiedziła dolomickie doliny Val di Fieme i Val di Fassa - setki tysiący zmiecionych drzew lub nagich zboczy tam, gdzie już drzewa uprzątnięto - Dolina Chochołowska razy kilkanaście lub kilkadziesiąt, nie umiemy tego oszacować, ale widok porażający. Padło tyle drzew, ile Włosi ścięliby do wykorzystania w przemyśle przez najbliższych prawie 100 lat, jak obliczono! Intensywność sadzenia drzew dla ratowania Ziemi trzeba więc ustokrotnić... Troszkę liznęliśmy historii tej krainy, naprzód należącej do biskupów Trydentu i Bolzano, później Republiki Wenecji, Napoleona, przez ponad 100 (od 1815) r. lat należącej do Monarchii Austrowęgierskiej, która została przydzielona Włochom po I Wojnie Światowej w 1918 r. i których wpływy bardzo tu widać, m.in. dwujęzyczność napisów i mieszkańców.

Wyjątek od gór zrobiliśmy sobie w sobotę, gdy w programie były ferraty - wędrówka w najwyższych partiach z łańcuchami, przepaściami, stromiznami itp. My skorzystaliśmy z rowerów dostępnych w cenie pobytu w Hotelu Zanon w miejscowości Ziano w dolinie Val di Fieme. Nie były komfortowe, ale miały po dwa kółka... Po śniadaniu pojechaliśmy do Moena - pięknej miejscowości, typowo hotelarskiej bazy narciarskiej, także jednak teraz przyjaznej dla licznych turystów, ukwieconej wprost niesamowicie! Oczywiście jechaliśmy ścieżką rowerową, u podnóża gór, po drodze mijając ostrzeżenia o możliwych spadających drzewach - to tych z w/w wichury, mijając po drodze Predazzo, słynne skocznie, na których Adam Małysz, a po kilku latach Kamil Stoch i cała nasza drużyna odnosili sukcesy. Jest tam tablica zwycięzców i duma rośnie, gdy czyta sie polskie nazwiska! Z powrotem zatrzymaliśmy się by obejrzeć kilka skoków - w ramach zawodów old boyów. Wstąpiliśmy też do miasta Predazzo, gdzie zwiedziliśmy muzeum Dolomitów, a na festynie miejscowych producentów kupiliśmy świetne sery i wędliny z Sycylii. Po przejechaniu 32 km zajrzeliśmy do naszego hotelu na przekąskę, a po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na naszych wspaniałych pojazdach w przeciwną stronę - przez urocze Tesaro, którego wąziutkie uliczki, zadbane domki, ogródeczki jak z bajki już wcześniej zwiedzaliśmy, do Cavalese, wspinając się w górę po drodze. Cavalese to miejscowość usytuowana na zboczu góry u wrót doliny Fiemme, z przepięknymi widokami, budynkami zabytkowymi o gotyckich portalach i oknach oraz freskach na ścianach. Najciekawszy z nich to od XIV już wieku siedziba rady (Regola) Magnifica Comunita, z przepięknymi freskami na elewacji. Krętą dróżką zjechaliśmy potem w dół aż do drogi wzdłuż rzeki Avisio, którą wróciliśmy do Ziano (26 km). Tu trwał już przedostatni z wyścigów na nartorolkach - mężczyzn na 15 km, po ulicach miasteczka. Ależ pruli na zakrętach, nagrałam krótki filmik nawet. Zawody odbywają się tu co rok i ściągają na nie drużyny z różnych krajów, nawet tak egzotycznych, jak Mongolia!

W niedzielę wcześnie rano, po śniadaniu podanym przez zaprzyjaźnioną prawie kelnerką Carmen, pożegnaliśmy hotel i prowadzącą go rodzinę i ruszyliśmy w drogę powrotną, wioząc z sobą piękne wspomnienia, sympatyczne znajomości, zdjęcia, filmy i ... włoskie sery oraz wędliny!

Zapraszamy do galerii zdjęć.

 

[GALERIA ZDJĘĆ - "Czorno" i "Unisono"]

 

"Czorno" i "Unisono"