Opowieści Wędrowniczka (2)

Wędrowniczek

22.10.2015

W tym roku wybrałem się ponownie na rajd po kraju wybierając szlak zamków polskich jako swoją trasę. Dla przypomnienia dodam, w latach poprzednich przy okazji zdobywania innych odznak (takich jak kolarska odznaka turystyczna) jechałem już szlakami wielkiej wojny, wiślańską trasą rowerową, latarń morskich i rajdu do koła polski. Zwiedziłem ich 70 co pozwoliło mi na ubieranie punktów na brązową odznakę. Tegoroczną trasę zaplanowałem sobie tak by jadąc do koła polski zwiedzić ich choć 80.

W drogę wyruszyłem 14 maja, w deszczowy czwartek. Wystartowałem spod cieszyńskiego zamku, na miejsce startu odprowadził mnie kolega Paweł i koleżanka Ela, byli również redaktorzy naszego portalu OX - Beata i Mariusz. Ruszyłem na Dzięgielów, po drodze zważyłem się wraz z rowerem na wadze na złomie145 kg. Niestety pogoda zamiast się poprawić psuła sie aż do Wisły. Gdy tam dojechałem w deszczu zrobiło sie zimno i mglisto więc na Stecówkę wjechałem zziębnięty, a był przede mną jeszcze do pokonania podjazd pod Tyniok by następnie podjechać pod Kaczy Zamek i zjechać do Kamesznicy. Tam dojechałem o godzinie szesnastej i zrezygnowałem z dalszej wędrówki, miałem w planie odwiedzić tam przyjaciół z mojego klubu Familia i jechać dalej do Żywca. Pogoda wymusiła bym spędził tam noc. W czasie tej podróży w ulewie zdążyłem już zalać licznik. Po nocy w agroturystyce ranek okazał się pogodny i ciepły, a chmury ustąpiły. W Żywcu zakupiłem nowy licznik, ustawiłem hamulce i wyruszyłem w drogę do Suchej Beskidzkiej na zamek a po drodze do Rzymu wpaść.

Po obejrzeniu zamku ruszyłem w stronę Lanckorony, droga wiła się wśród wiosek raz w górkę, raz w dół. Do Lanckorony droga była bardzo ciężka niemość że wiodła do góry serpentynami jak na Kubalonkę, to jeszcze doskwierał upał. Gdy dojechałem na miejsce to okazało się że schronisko młodzieżowe w którym liczyłem na nocleg okazało się zamknięte. Na szczęście znalazłem spanie w gospodarstwie agroturystycznym, znajdującym się pod samym zamkiem. Gospodarstwo prowadzili bardzo mili ludzie - małżeństwo holendra i polki. Na kolacje zaserwowali mi dobrą zupę pomidorową.

Rankiem ruszyłem w kierunku Dobczyc, a po drodze rozwaliłem telefon komórkowy co mnie wyłączyło z kontaktu z rodziną oraz znajomymi. W Dobczycach byłem w godzinach południowych, zwiedziłem zamek i udało mi sie kupić mały tani telefon. Mogłem więc dalej ruszać w kierunku Wieliczki, mieściny pełnej zabytków. Akurat trafiłem tam jak był dzień darmowego zwiedzania muzeum. Na zamku spotkałem francuzów, którzy podróżowali po Polsce, dałem im folder naszego miasta i zaprosiłem do Cieszyna. Wieliczkę pożegnałem i d w drogę na Nowy Wiśnicz. Nie bardzo jednak liczyłem by tam dojechać, ale mimo to jechałem. Pogoda była ciepła jak na maj, długo było widno. W końcu może i bym dojechał do celu, ale w Sobolowie pchając rower pod sporą górę nawiązałem rozmowę z miłymi ludźmi, pochwaliłem ich dom a oni zaprosili mnie do siebie na nocleg. Bardzo mili ludzie, rozmawialiśmy do późna w nocy a gospodarz chętnie słuchał moich opowieści o podróżach rowerowych. Zdjęć niestety nie mógł zobaczyć bo był niewidomy, więc moje opowieści musiały wystarczyć. I tak minął mi trzeci dzień wędrówki.

W niedzielny poranek po przejechaniu 13 km dojechałem do Nowego Wiśnicza pod wspaniały zamek Lubomirskich. Po południu dojechałem na zamek w Dębnie. Zamek nie duży ale posiadał wspaniałą architekturę renesansową. Z Dębna ruszyłem na Tarnów na zamek. W Zbylitowskiej Górze nocleg miałem pod namiotem obok antykwariatu tuż przy drodze na Pilzno. Tam właściciele ugościli mnie domowymi jajami w ilości piętnastu sztuk.