4.10.2015
W tym dniu Wędrowniczek postanowił udowodnić wszystkim, że Ondraszek to człowiek gór i żadne kopce mu niestraszne. W stałym miejscu, na rynku, zebrała się nas ponad 20-osobowa czeladka złożona tradycyjnie z Ondraszków i sympatyków. Był też obecny jeden Beskidziok - Jan Kubienia, który od jakiegoś czasu na naszych wycieczkach jest jedynym reprezentantem przyjaciół zza Olzy.
Wędrowniczek po przedstawieniu programu punktualnie o 900 odtrąbił odjazd i ostro nadał tempo. Po niedługim czasie mozolnie pięliśmy się w górę ul. Dębowej - która jak wiadomo należy do jednej z bardziej stromych w Cieszynie. Potem był niewielki zjazd i następny spory kopiec, tym razem po drodze do Puńcowa. Nagrodą była oczywiście wspaniała panorama na beskidzkie gronie skąpane w słonecznym blasku poranka. Minęliśmy Dzięgielów, Cisownicę i po kilku pomniejszych górkach zjechaliśmy do centrum Ustronia gdzie już oczekiwał nas kustosz oryginalnego muzeum o równie oryginalnej nazwie „Rdzawe Diamenty”. Te zardzewiałe diamenty to były motocykle najróżniejszych marek, epok (od 1905 do 1970) i stanów zachowania: od rupieci po maszyny-cacka. Motocyklami i ich fragmentami, akcesoriami oraz różnymi gadżetami z epoki były dosłownie wytapetowane ściany całkiem sporej piwnicy. Niektóre były też prawdziwymi „białymi krukami” motoryzacji, których zachowaną ilość liczy się na placach jednej ręki. A każdy egzemplarz miał swoją historię, należy dodać że oprowadzający nas właściciel sypał historiami jak z rękawa. Nie mogło oczywiście zabraknąć też wytworów PRL-owskiej motoryzacji od SHL-ki po Junaka, więc niektórzy z nas mogli sobie przypomnieć jak kiedyś ujeżdżali te maszyny. Wyszliśmy oszołomieni.
Przejechaliśmy ledwie kawałek i weszliśmy do leżącego na szlaku zabytków techniki Muzeum Ustrońskiego, aby prześledzić przemysłową historię tej podgórskiej miejscowości. Trudno w to uwierzyć, ale właśnie industrializacja dała początek karierze Ustronia jako uzdrowiska. W XIX w. pierwsi kuracjusze taplali się bowiem w zbiorniku wodnym, którego wodę używano do schładzania hutniczego żużla! Huta przeniosła się dawno temu do Trzyńca, a obecnie tłumy ludzi przyjeżdżają tutaj aby m.in. korzystać z dobrodziejstwa solanek wydobywanych z głębi ziemi.
Po zwiedzeniu muzeum prowadzący obwieścił koniec naszej wspólnej wyprawy i peleton rozpadł się na pomniejsze grupki, które korzystając z przepięknej słonecznej niedzieli obrały przeróżne drogi powrotne. W większej części pojechaliśmy jednak z powrotem do Cisownicy, gdzie w agroturystyce u Brzezinów cieszyńskie „Człapoki” akurat świętowały zakończenie sezonu. Powitał nas ich szef M. Prawdzik i chętnie dołączyliśmy do tej wesołej kompanii, gdyż mamy też między nimi wielu serdecznych przyjaciół często spotykanych na turystycznych ścieżkach. A państwo Brzezinowie uraczyli wszystkich specjałami domowej kuchni i na koniec wspólnie zwiedziliśmy ich starą „drzewiónkę”, która jest obecnie skansenem.
Po tym dniu pełnym atrakcji do Cieszyna dojechałem mając w nogach 53 km, a w głowie sympatyczne wspomnienia z wycieczki.