Od Darkowa do Poręby

Rechtór

22.08.2015

Prowadzący Bolek Fukała z bratniego PTTSu wyznaczył start w miejscu dość nietypowym, bo na… moście nad Olzą opodal uzdrowiska w Darkowie. Most z 1925r. dawniej był jedynym miejscem przejazdu przez rzekę na drodze z Cieszyna do Karwiny a teraz jest zabytkiem techniki służącym wyłącznie pieszym i rowerzystom.

Zebrała się całkiem spora 35-osobowa grupa uczestników w tym 13 Ondraszków. Po serdecznych powitaniach prowadzący pokrótce omówił trasę i jej atrakcje po czym ruszyliśmy w drogę. Najpierw zobaczyliśmy miejsce gdzie rzeka Stonawka wpada do Olzy. Okolica bardzo urocza a powalone w nurcie rzeki drzewa to podobno sprawka zadomowionych tutaj bobrów. Działalność człowieka też było niestety widać po śmieciach walających się na brzegu. Co ciekawe, w Olzie woda była bardzo czysta, czego nie można było powiedzieć o Stonawce. W związku z tym wyraźnie było widać gdzie wody obu rzek się łączą. Następny przystanek był w miejscu gdzie do niedawna stały wioski Szpluchów i Koziniec a teraz zobaczyliśmy tylko sporej wielkości jezioro. W wyniku wydobycia węgla teren mocno się obniżył, budynki rozebrano a woda zalała całą okolicę. Aby zwrócić zdewastowany obszar naturze w jeziorze usypano kilka sztucznych wysepek, które w zamyśle mają być ostoją wodnego ptactwa. W nawiązaniu do nazwy miejscowości jedna z wysp ma kształt… kozy.

Nie był to jedyny pomysł na rekultywację terenów pokopalnianych. W sąsiadującej Dąbrowie na sporym obszarze hoduje się… dinozaury. Miejsce to nazwano „Dinopark” na kształt i podobieństwo filmowego „Jurassic parku” Spielberga. Prehistoryczne olbrzymy ryczały okropnie i straszyły dzieci, a od oryginału odróżniało je tylko to, że jak w któregoś zapukać to było słychać, że w środku są puste. Choć zwiedzanie parku nie było w programie zauważyłem, że w pobliżu czaił się potwór, wyglądający jak kilkumetrowej wielkości oskubany kurczak z dziwnym dziobem. Straszne!

Niebawem wjechaliśmy na rynek w Orłowej - miasta, które z powodu szkód górniczych zostało przeniesione w inne miejsce, a z dawnej historycznej zabudowy niewiele już pozostało. My natomiast zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie kilkadziesiąt lat temu były kopalniane hałdy, a obecnie działa firma Candy Plus Sweet Factory produkująca łakocie dla łasuchów czyli żelowe cukierki. Oczywiście w firmowym sklepie zrobiliśmy odpowiednie zaopatrzenie.

Dewastacja dotknęła nie tylko krajobraz lecz obróciła się również przeciw samym sprawcom, czyli kopalniom. Zobaczyliśmy pozostałości kopalni Eugeniusz z 1868r. oraz kopalni Wacław (założonej jako Alpineschacht w 1899r.). Po skomplikowanych dziejach, o których opowiedział nasz przewodnik, końcu wyczerpały się pokłady węgla i w latach 70-tych XXw. kopalnie przestały istnieć. Szyby zasypano, budynki w większości zlikwidowano, a w tych które zostały działają różne drobne firmy.

Dojechaliśmy do Poręby - dzielnicy Orłowej. Tutaj w budynku dawnej Polskiej Szkoły Ludowej oczekiwali na nas członkowie miejscowego koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego. Dom ten po usilnych staraniach od 1997r. jest ich własnością i stanowi bazę dla polskiej mniejszości, która niegdyś była tutaj większością. Jak opowiedział prezes koła pan Leon Kasprzak jest to siedziba aż czterech kół PZKO, które niegdyś miały swoje pomieszczenia lecz teraz z uwagi na zmniejszającą się liczbę członków musiały je opuścić. O ich bogatej działalności kulturalnej w tym śpiewaczej świadczą gabloty pełne trofeów oraz kroniki. Na ścianach zawieszono tablice pamiątkowe przeniesione z niestety już nie istniejącego tutejszego gimnazjum z polskim językiem nauczania, które jeszcze w latach 60-tych XXw. tętniło życiem. Pan Leon oprowadził nas po swoim gospodarstwie i opowiadał o prowadzonych przez PZKO niełatwych bojach o utrzymanie zacierających się już śladów polskości. Słuchaliśmy tego z nieukrywanym podziwem. Wiadomo bowiem, że problemy te mają zmienną optykę zależną od tego z której strony granicy się na nie patrzy. Oczywiście dotyczy to nie tylko tego miejsca lecz i całego obszaru zwanego Zaolziem.

Po małej ogrodowej biesiadzie posileni poczęstunkiem przygotowanym przez miłych gospodarzy ruszyliśmy w dalszą drogę. Przez Dziećmorowice znów dojechaliśmy nad brzeg Olzy i kapitalną asfaltową ścieżką rowerową wykonaną na wale przeciwpowodziowym dotarliśmy do miejsca startu. Tutaj brawami serdecznie podziękowaliśmy prowadzącemu Bolkowi Fukale i jego córce Renacie za przygotowanie tej ciekawej wyprawy i po pożegnaniu już indywidualnie ruszyliśmy w swoje strony.

Trasa liczyła 35 km, a docelowo wraz z dojazdami przejechałem ponad 60 km.