„Z rowerową wizytą u sąsiadów” - okolice Bielska-Białej

Rechtór

16.08.2015

Na starcie wycieczki przy dworcu kolejowym w Bielsku-Białej spotkały się Ondraszki: A. Poloczek, Ziołowy, Panek, Rechtór oraz dwaj sympatycy klubu. Prowadzący wyprawę W. Nowak przygotował na dziś „trasę sakralną” między Bielskiem i Kętami. Po powitaniach i omówieniu czekających atrakcji ruszyliśmy w drogę. Z miasta wyjechaliśmy w kierunku Komorowic nową ścieżką rowerową. Jazda po pięknie wyasfaltowanej dróżce wzdłuż rzeki Białki była naprawdę wielką przyjemnością.

Nieco klucząc dojechaliśmy do Bestwiny. Tutaj zwiedziliśmy barokowy kościół powołania Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Barokowe wnętrze kościoła prezentowało się pięknie, choć było nieco zasłonięte rusztowaniami gdyż remont trwa. Ciekawa jest historia XVw. kościelnego dzwonu, który w czasie II wojny został zarekwirowany i wywieziony do przetopienia do Hamburga. Tam, leżąc na cmentarzysku dzwonów cudem ocalał i po wojnie przygarnęła go któraś z okolicznych parafii. Po latach informacja o tym dotarła w końcu do Bestwiny. Dzięki negocjacjom między parafiami dzwon w 2010r. powrócił z wygnania i znów zawisł na tutejszej wieży.

Ruszyliśmy dalej poganiani przez gęstniejący mrok oraz groźne pomruki burzy. Zdążyliśmy jednak dojechać pod daszek proboszczówki w Starej Wsi kiedy w końcu lunęło. Ze względu na ostatnio panujące afrykańskie upały wcale nas to nie zmartwiło, a wręcz przeciwnie, bo mieliśmy czas wysłuchać interesującej gawędy miejscowego proboszcza, który duszpasterzuje tutaj od ponad dwudziestu lat. Ksiądz zaimponował wszystkim znajomością historii tego miejsca. Zwrócił uwagę na takie ciekawostki, że np. widoczne ostatki gotyckiej polichromii po późniejszych przemalowaniach zachowały się, gdyż przypadkowo przykryto je drewnianym deskowaniem. Posadzka z kolei jest położona ze sporym spadkiem ok. 1,5m na całej długości kościoła co faktycznie było bardzo widoczne. Zachowały się i nadal służą oryginalne drewniane drzwi z XIIIw.! Tutejszy średniowieczny dzwon Niemcy nie zarekwirowali dzięki temu, że ówczesny proboszcz przekonał ich, że umieszczone sentencje pisane „szwabachą” są w ich języku (a były po łacinie). A na koniec już zaprosił nas do odwiedzenia parafialnego muzeum, które będzie dostępne po zakończeniu remontu.

Tymczasem burza przeszła i mogliśmy ruszać w drogę. Przez Hecznarowice dojechaliśmy do Kęt. Najpierw odwiedziliśmy miejscowy kościół i sąsiadującą z nim kaplicę pochodzącego z Kęt św. Jana Kantego. Na dłużej jednak zatrzymaliśmy się w pobliskim klasztorze, gdzie właśnie rozpoczynał się coroczny jarmark franciszkański. Było wesoło, gwarno oraz ciekawie i dla duszy i dla ciała. Okoliczne koła gospodyń wiejskich zadbały o nasze wygłodzone brzuchy, a program przewidywał m.in. prezentację kultowych samochodów, których na drogach już nie uświadczysz. Najciekawsze było jednak zwiedzanie klasztoru po przewodnictwem młodego braciszka. Zaskoczyło nas, że w tym bądź co bądź dość wielkim kompleksie budynków mieszka tylko 7 zakonników. W trakcie zwiedzania byliśmy w różnych - zazwyczaj niedostępnych miejscach - począwszy od podziemnych krypt aż po poddasze. Byliśmy za ołtarzem – w miejscu odprawiania modłów zakonnych, na ambonie i przy organach w refektarzu i klauzurze. W kryptach zamiast spodziewanych trumien stał… stół do biliarda, a część z nich została adaptowana na wystawy czasowe. Na koniec spenetrowaliśmy ocembrowaną studnię pośrodku wirydarza, jednak przy demonstrowaniu głębokości urwał się łańcuch i wiadro z pluskiem wylądowało w wodzie. Dobrze że jest też wodociąg bo wyciąganie utopionego wiadra będzie dość problematyczne.

Po serdecznym pożegnaniu ruszyliśmy w drogę powrotną przez Kozy oraz Hałcnów, gdzie na koniec odwiedziliśmy jeszcze Sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej - cel licznych pielgrzymek. Nasza wyprawa zakończyła się tam, gdzie się rozpoczęła czyli przy bielskim dworcu. Prowadzący zebrał zasłużone podziękowania za ciekawą wyprawę. Przejechaliśmy ok. 45 km, a nasz twardziel - niestudzony Ziołowy do tego dołożył jeszcze drogę z Cieszyna w obie strony, bowiem przyjechał na rowerze.