Zachodnie Czechy

Rechtór

18 - 25.07.2015

Organizatorem tej tygodniowej wyprawy było bratnie Polskie Towarzystwo Turystyczno-Sportowe „Beskid Śląski” w Czechach, a konkretnie nasi przyjaciele Anna i Roman Piszkiewiczowie. Na bazę wybrano autocamping w miejscowości Březova ok. 4 km od Karlowych Varów (w skrócie KV) uzdrowiska o światowej renomie. W obozie uczestniczyło 19 osób w tym silna reprezentacja Ondraszka: Ośka i Bystry, Czorno i Unisono, Rozstrzapek, Skryba, Gwarek, oraz rodzinny zespół Afi, Rechtór i Justyna Pawlik. Jako, że dojazd był indywidualny prawie wszyscy przyjechali samochodami – z Cieszyna przez Brno i Pragę było tego coś ok. 600 km.

Uzdrowiska, które zwiedzaliśmy, leżą na pograniczu czesko-niemieckim w dolinie rzeki Ohře u podnóża Krušnych Hor, które przypominają nasze Beskidy. Teren był idealny do rowerowej eksploracji z gęstą siecią dobrze oznakowanych tras rowerowych, a w każdej informacji turystycznej można było otrzymać nieodpłatnie materiały krajoznawcze w tym mapy. Jedynym ciemniejszym punktem w tej laurce była nasza baza. Stan campingu i wyposażenie (za wyjątkiem przyzwoitych sanitariatów) mocno przypominał epokę „demoludów”. Jak wyznał właściciel była to dawna baza robotników budowlanych, która po różnych przejściach własnościowych została awansowana na camping. No cóż w sumie na głowę nam nie padało, a po wykonaniu generalnych porządków i wygonieniu wszystkich pająków zrobiliśmy z naszych „komnat” całkiem przytulne miejsce.

Co do programu organizatorzy postawili na pełną indywidualność, a zatem w pełniejszym gronie spotykaliśmy się właściwie tylko wieczorami po powrotach z tras. W związku z tym niniejszy opis dotyczy programu realizowanego według autorskiego pomysłu niżej podpisanego.

Niedziela 19.07.2015

Przygodę rozpoczęliśmy od rekonesansu po Karlowych Varach dawniej Karslsbadzie. Rowery w ten dzień nie były używane w związku z czym na piechotę przemierzyliśmy wzdłuż i wszerz całe centrum. KV jest ładnie położone w głęboko wciętej w okoliczne wzgórza dolinie rzeki Tepla (która tutaj wpada do Ohře), przy czym budynki są budowane tarasowo jedne nad drugimi. Większość z nich powstała na przełomie XIX i XXw. w stylu wiedeńskiej secesji. Najszykowniejsze z nich położone są bezpośrednio wzdłuż promenady przy nadrzecznym bulwarze. Między wypasionymi hotelami zbudowano kolumnady w których tryskają źródełka leczniczych wód. Jak zauważyliśmy niezbędnym rekwizytem każdego kuracjusza jest specjalny garnuszek z którego te wody należy popijać. Źródeł jest tutaj sporo, a najbardziej renomowanych jest 12 i to o różnych temperaturach nawet do 60°C. Wydaje się jednak, że najbardziej znana jest „woda z źródła nr 13” – czyli likier ziołowy „Becherówka”, który tutaj wynaleziono i produkuje się nieprzerwanie od 1807r. A jak powstaje można było zobaczyć w specjalnym muzeum. Aby ogarnąć widok uzdrowiska wyszliśmy też na wieżę widokową „Diana” wybudowaną na najwyższym wzniesieniu.

Poniedziałek 20.07.2015

Tematem dnia była wyprawa do nieodległej miejscowości Loket. Rowerowa ścieżka była poprowadzona brzegiem rzeki Ohře. Po drodze podziwialiśmy malownicze Svošovskie Skały czyli grupę wysokich kamiennych iglic wedle legendy będących zamienionym w skałę weselnym orszakiem nieszczęśliwej małżeńskiej pary. Tuż przy skałach przechodziliśmy nad rzeką po chybotliwym moście linowym. Opodal rzeka zatacza prawie pełne koło, wewnątrz którego we wczesnym średniowieczu założono warowny zamek wraz z podgrodziem. Zamkowe mury nadal piętrzą się wysoko nad miastem, a patrząc na brukowane wąskie uliczki, kamienne domy i mury obronne można odnieść wrażenie, że czas się tutaj zatrzymał. Zamkowy przewodnik w sugestywny sposób opowiedział bogatą historię zamkowych budowli, a że było też tu m.in. więzienie to z lochów nadal było słychać wrzaski więźniów z których inkwizycja za pomocą wyeksponowanych zmyślnych narzędzi tortur próbowała wydobyć całą prawdę. Ciekawe było też prywatne muzeum rowerów i wózków dziecięcych wśród których najstarszy eksponat pochodził z 1820r. W tak szacownym towarzystwie właściciel serwował również… kawę, z czego oczywiście skorzystaliśmy.

Wtorek 21.07.2015

Tym razem w rodzinnej grupie powiększonej o „Rozstrzapka” za cel obraliśmy miasto Bečov nad Teplou. Wykorzystaliśmy ścieżkę rowerową prowadzącą przez okoliczne wzniesienia nazywane Slavkovskim Lasem. Jak można było przypuszczać na początku musieliśmy się zmierzyć z długim i stromym podjazdem sięgającym nawet 12% po czym zasapani wyjechaliśmy na rozległy płaskowyż. Mijając malownicze wioski to w lesie, to wśród łanów dojrzewających zbóż dojechaliśmy do miasta Touǯim. Warto odnotować, że spotkaliśmy też sportowe lotnisko nad którym lotnik – akrobata wywijał różne mrożące krew akrobatyczne figury. Parę razy byłem nawet gotowy jechać na ratunek w miejsce gdzie o mało nie zakończył tragicznie tych popisów. Miasteczko Bečov podobne do wczoraj odwiedzanego Loketa z tym, że tutejszy zamek był rozbudowywany przez kolejnych właścicieli więc stylowo reprezentuje okres od średniowiecza do baroku. Nagrodą za trudy górskiej rowerowej wspinaczki był powrót wzdłuż rzeki Tepla – lecz tym razem z jej biegiem czyli w dół.

Środa 22.07.2015

Przyłączyłem się do wyprawy prowadzonej przez organizatorów obozu. W kilkunastoosobowej grupie pojechaliśmy pociągiem w stronę nadgranicznego miasta Cheb. Naszym celem było miejsce o dziwnej nazwie Soos. Wysiedliśmy w Tršnicach i po kilku kilometrach byliśmy u celu. W wyniku złożonych ruchów geologicznych górotworu powstało tu torfowisko o wielometrowej grubości, a wypływające solanki spowodowały osadzanie się w tym miejscu solne pokłady. Obecnie całość jest objęta ochroną i bagna zwiedza się chodząc po specjalnych pomostach. Uchodzący z wnętrza ziemi dwutlenek węgla powoduje, że w woda w zagłębieniach terenu bulgocze jak w gotującym się garnku, choć jest zimna. Niesamowite miejsce!

Następnym punktem na naszej trasie były nieodległe Františkovy Lazně. Dużo mniejsze niż KV lecz również bardzo urocze i oferujące bogaty zestaw leczniczych źródeł. Cheb z kolei zachwycił nas piękną starówką i gotyckim kościołem. Niestety zamku nie zdążyliśmy zobaczyć, bo czekała nas długa droga powrotna wzdłuż znanej nam już rzeki Ohře. Pięknie wyasfaltowana rowerowa ścieżka wijąca się całymi kilometrami między rozległymi łanami uprawnych pól z której korzystają jedynie rowerzyści i rolnicy. W Sokolove odłączyłem się od peletonu aby zobaczyć to ciekawe górnicze miasto. Odwiedziłem ładnie utrzymane zabytkowe centrum oraz pałac z elewacją pomalowaną w „majtkowy róż” i następnie już samotnie wróciłem na bazę zaliczając ogółem 98 km.

Czwartek 23.07.2015

Mając w pamięci atrakcje dnia wczorajszego zapakowaliśmy rowery na auto i tym razem w towarzystwie Ośki i Rozstrzapka pojechaliśmy w to samo miejsce gdzie wysiedliśmy z pociągu. Odtąd już na rowerach pojechaliśmy zwiedzić rezerwat Soos i następnie do miasteczka Skalna, gdzie zobaczyliśmy XIVw. zameczek rycerski Vildštejn obecnie znajdujący się w prywatnych rękach. W zamku funkcjonowała oryginalna restauracja z epoki oraz muzeum. Zbiory zgromadzone na najwyższej kondygnacji dotyczyły straży pożarnej. Byłem zadziwiony jak te wszystkie pompy i konne sikawki wytargano tak wysoko po bądź co bądź wąskiej klatce schodowej. W nieodległym Vojtanovie przejechaliśmy niecały kilometr od granicy czesko-niemieckiej, a naszym celem był zamek Ostroh-Seeberg. Zamek malowniczo położony i pięknie odrestaurowany z bogatymi zbiorami wnętrz z różnych epok był wdzięcznym tematem fotografii i zwiedzania. Zobaczyliśmy również zgromadzone zbiory etnograficzne. Jak na ekspozycji tak i w terenie było widać, że mieszkali tutaj Niemcy, o czym świadczy m.in. budownictwo o charakterystycznej szachulcowej konstrukcji. Naszą wycieczkę zakończyliśmy w punkcie wyjścia zahaczając po drodze o Františkowy Lazně delektując się smakami miejscowych źródełek leczniczej wody i spacerując wśród palm na reprezentacyjnym deptaku.

Na zakończenie tego bogatego w wydarzenia dnia odbyło się w bazie wielkie wspólne grillowanie przy którym śpiewniki też się przydały.

Piątek 24.07.2015

We wczorajszym składzie podjechaliśmy samochodem tym razem do Chebu. Spacer po starówce zakończyliśmy na zamku pamiętającym jeszcze romańskie czasy Fryderyka Barbarossy. Zamek później przebudowano na potężną twierdzę lecz do dziś zachowały się relikty romańskiej i gotyckiej architektury. Wart zobaczenia był też widok z Czarnej Wieży na miasto – malownicze morze dachów pokrytych czerwoną dachówką. Następnym naszym celem była miejscowość Kynǯwart. Samochód zostawiliśmy we wsi Stara Voda i już na rowerach podjechaliśmy do z daleka widocznej bryły pałacu hrabiego Metternicha. Hrabia w początku XIXw. pełnił najważniejszą na cesarskim dworze Austrii funkcję kanclerza i był jednym z najbardziej wpływowych i bogatych ludzi epoki napoleońskiej. Jednocześnie był także zapalonym kolekcjonerem, jak było widać po zgromadzonych tutaj przebogatych zbiorach wszystkiego: od egipskich mumii, poprzez rozległą bibliotekę, galerie obrazów i bogatą zbrojownię po gabinet osobliwości. I to wszystko w pomieszczeniach umeblowanych i urządzonych w stylu epoki. Wyszliśmy oszołomieni.

Kynǯwart jest też uzdrowiskiem, więc po drodze skorzystaliśmy z ujęć leczniczych źródeł bardzo smacznej wody. Nasza trasa była wytyczona na dawno nieuczęszczanej drodze lokalnej, której nawierzchnia ku naszemu zaskoczeniu była mocno zniszczona i garbata. Pięliśmy się mocno w górę, co zostało nam nagrodzone wielokilometrowym zjazdem w dół aż do Marienbadu czyli Marianskich Lazni nazywanych perłą zachodnio-czeskich uzdrowisk. Po krótkim spacerze po mieście stwierdziliśmy, że ta nazwa nie była wcale przesadzona. Budynki ekskluzywnych hoteli, willi i kolumnad malowniczo rozrzucone wśród zieleni parków, i do tego fontanny i ścieżki spacerowe. Na tym obrazku brak było tylko pań w krynolinach i fantazyjnych kapeluszach z epoki w towarzystwie panów we frakach i cylindrach. Choć właściwie spotkaliśmy i to samego cesarza Franciszka Józefa I oraz angielskiego króla Edwarda VII, którzy utrwaleni w spiżu łaskawie pozwalali się fotografować w swoim towarzystwie. Postaci te przypominały spotkanie, koronowanych głów, które odbyło się tutaj w 1908r. Niestety nie starczyło czasu na zobaczenie wszystkich wspaniałości bo do samochodu dojechaliśmy już przy zachodzącym słońcu , a na bazę po zmroku.

Sobota 25.07.2015

Był to dzień pakowania i pożegnań, jednak nas to nie dotyczyło, gdyż przedłużyliśmy sobie pobyt o kilka dni. Podjechaliśmy na dworzec autobusowy gdzie wraz z bicyklami wsiedliśmy do „cyklobusa”, które według rozkładu jazdy przewożą rowerzystów na wybranych trasach. Tak więc wraz z rowerami ulokowanymi w specjalnej przyczepie wyjechaliśmy na Klinec - 1244 m n.p.m. najwyższy punkt Krušnych Hor. Była to już i inna strefa klimatyczna, gdyż na tej wysokości było zimno i wiał przenikliwy wiatr, choć na dole widać było panoramę rozświetloną słońcem. A jako, że stąd wszędzie było z górki szaleńczym zjazdem dojechaliśmy najpierw do dawnego przejścia granicznego DDR i CSRS a następnie do miasteczka Boǯi Dar. Jest podobno najwyżej położone miasto w Czechach a swą - dość oryginalną nazwę - zawdzięcza znalezieniu w okolicy bogatych złóż srebra.

Te góry były zresztą eksploatowane górniczo od 800 lat i wydobywało się tutaj rudy przeróżnych metali, w tym nawet radioaktywny uran o czym mogliśmy się przekonać w muzeum w Jachymowie –stolicy regionu o górniczych tradycjach. Z wydobytych rud pozyskiwano niegdyś srebro i na podstawie królewskiego edyktu w tutejszej mennicy wybijano talary, które dały nazwę obecnym dolarom. Jachymov obecnie jest również uzdrowiskiem lecz nietypowym, bo opartym na wykorzystaniu leczniczych właściwości wydobywanych tutaj radioaktywnych wód radonowych o czym mogła się przekonać osobiście nasza noblistka Maria Skłodowska–Curie. Po dalszym zjeździe zawitaliśmy też do Ostrowa, gdzie zachwycaliśmy się pięknie utrzymanym barokowym pałacem. Nasz zjazd zakończył się w dolinie dobrze już nam znanej rzeki Ohře. Niebawem wjechaliśmy na jeden z piękniejszych odcinków trasy. Droga cały czas towarzyszyła rzece meandrującej między sporymi górami porośniętymi lasem. W Radošovie zobaczyliśmy niezwykły drewniany most obudowany zadaszeniem przypominający całkiem… stodołę zbudowaną nietypowo, bo w poprzek rzeki. W miejscowości Kyselka spotkaliśmy pozostałości dawnego uzdrowiska – uzdrowiskowa zabudowa mocno zrujnowana, bez dachów i porośnięte bujną roślinnością. To właśnie tutaj korzystając z wydajnego ujęcia od prawie stu lat produkuje się słynną w całych Czechach wodę mineralną „Mattoni”. Do bazy dojechaliśmy na wyścigi z deszczowymi chmurami które zbierały się na horyzoncie.

Niedziela 26.07.2015

Wzorem ubiegłej niedzieli bicykle dostały wolne i lokalnym pociągiem pojechaliśmy znów do Marienbadu. Powody były dwa: spenetrować dokładniej tą piękną miejscowość oraz zażyć przyjemności podróżowania koleją – w Polsce już nie tak często możliwą. Podróż między tymi bądź co bądź nieodległymi miejscami jest godna polecenia. Kolej przebija się bowiem krętym szlakiem przez góry Slawkowskiego lasu raz po raz krzyżując się z drogą oraz rzeką Teplą i wcinając się w wąskie górskie kaniony. Tam, gdzie nie starczyło na nią miejsca jechaliśmy tunelami (łącznie było ich 6).

Niewielki lecz komfortowy szynobus zatrzymywał się na małych stacyjkach do siebie zupełnie podobnych. Różniły się one tylko tym, że jedne były zamieszkałe i zadbane, a drugie wręcz odwrotnie – straszyły powybijanymi oknami i peronami porośniętymi trawą. Marianske Lazně spenetrowaliśmy teraz nieco dokładniej zaliczając m.in. „królewską” trasę spacerową z ładnymi widokami na okolice a do pozytywnych wrażeń dorzuciliśmy też śpiewającą fontannę tryskającą w takt operetkowych melodii. Ostatni wieczór został zarezerwowany na spacer pod tytułem „Karlove Vary nocą”. Miasto było dość ładnie oświetlone lecz po prawdzie widok na kolana nas nie rzucił.

Poniedziałek 27.07.2015

Rankiem nastąpiło wielkie pakowanie lecz nasza przygoda z rowerem jeszcze się nie zakończyła. Dalsza trasa wyprawy wiodła samochodem via Drezno i Frankfurt nad Odrą do Sulęcina niedaleko Miedzyrzecza. Tutaj jeszcze spenetrowaliśmy na rowerze umocnienia MRU oraz Łagów, ale to już zupełnie inna historia. Łącznie przejechaliśmy ok. 350 km.