14.06.2015
Tak interesujący tytuł nadał swojej autorskiej wyprawie prowadzący A. Nowak. A, że nasz „Ziołowy” przodownickie szlify zdobył stosunkowo niedawno, byłem bardzo ciekawy, jaki będzie efekt zmagania się z tematem. Dzień był słoneczny, a po nocnej burzy było trochę chłodniej, co nam jak najlepiej wróżyło. W miejscu startu, na cieszyńskim rynku, zebrało się ok. 30 uczestników (w tym sporo ondraszków, sympatyków, a także jeden beskidziok). Wszyscy byli mocno zaciekawieni tematem. „Ziołowy” postanowił wprowadzić uczestników w tajemniczy świat pszczół, miodu i innych pożytków płynących z pasieki. Aby tego dokonać wyruszyliśmy przez Dzięgielów, Bażanowice i Ogrodzoną do Kostkowic. Tutaj przystanek został zaplanowany w siedzibie „Ziołowego”, gdzie mieliśmy okazję napić się napojów chłodzących, a także podziwiać wypielęgnowany domek i ogródek p. Nowaków.
Nieco dalej nastąpił dłuższy przystanek w gospodarstwie pasiecznym p. Buchalików. Zwiedzenie tego miejsca zmieniło moje wyobrażenia o pszczelarstwie. Otóż nie jest to tylko hobbystyczne zajęcie emerytów, lecz poważny biznes. Gospodarze prowadzą firmę liczącą się w tej branży. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od tematycznej prelekcji w dobrze zaopatrzonym we wszelkie zdrowe wyroby sklepie. Następnie zobaczyliśmy pomieszczenia produkcyjne całkiem przypominające laboratorium chemiczne: sterylne, z płytkami ułożonymi do samego sufitu i pełne tajemniczych urządzeń. Zwiedzanie zakończyliśmy w pasiece, gdzie stało sporo różnej wielkości uli. Od malutkich „weselnych” dla matek, po wielorodzinne ule przypominające bloki mieszkalne.
Oczywiście było mnóstwo pytań i to całkiem szczegółowych, z czego wnoszę, że część uczestników wycieczki też zajmuje się pszczelarstwem. Była też degustacja aż 8 gatunków miodu. Gospodarz powiedział, że aby zebrać odpowiednie i różnorodne plony wywozi swoje ule w różne miejsca oddalone nawet o 300 km od swojej siedziby. Prowadzi też hurtowy skup.
Odpowiednio przygotowani tematycznie pojechaliśmy dalej. Nasza wyprawa zakończyła się w Hażlachu na pasiece niedawno ochrzczonych Ondraszków: „Roztomiłej” i „Miodzia”. „Miodzio” jest również fachowcem w tej branży i działa we władzach miejscowego koła. W ich ogrodzie stoi ponad dwadzieścia uli, a specjalnie dla nas „Miodzio” wyłowił z ula dwie ramki z pszczołami i wsadził do specjalnej przeszklonej ramki pokazowej. Teraz można było podpatrywać zachowanie pszczół, w tym królowej oznaczonej małą koroną . „Miodzio” komentował, opowiadał i odpowiadał na pytania. Po zajęciach teoretycznych nadszedł czas na praktykę. W przydomowej altance nastąpiła degustacja przeróżnych wyrobów na bazie miodu. Wyborne!
Po tej wyprawie takie terminy jak pierzga, mleczko pszczele, wosk czy pyłek kwiatowy nie są już dla nas tajemnicą. Wiemy też jak rządzą się pszczoły i dlaczego w pszczelim roju truteń, mimo, że jest hołubiony, ogólnie ma przes..ane. Jak to w życiu.
Trzeba przyznać, że ta prawie debiutancka wycieczka „Ziołowego” była bardzo udana, za co zebrał bardzo zasłużone oklaski. Tym, którzy nie byli powiem, że dużo stracili. Przy wspaniałej pogodzie przejechałem 42 km.