26.04.2015
Długo oczekiwany i zapowiadany dzień wreszcie nadszedł! Przechodnie na rynku na pewno zastanawiali się co to za manifestacja się zapowiada, gdyż zjechało się nas naprawdę sporo. W tłumie bicyklistów (coś ok. 63 osób) byli zarówno obecne jak i byłe Ondraszki, Beskidzioki, sporo sympatyków a także młodzieży. Niebiosa też nam sprzyjały bo choć upału nie było, to na deszcz też się raczej nie zanosiło.
Po kilku słowach powitania przez Rechtora, prowadzący Skryba objaśnił trasę i atrakcje czekające na mecie, po czym z głośnym trąbieniem ruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek nastąpił całkiem niedaleko - pod kwitnącą magnolią celem zrobienia pamiątkowej foty. Dalszy nasz przejazd ulicami budził spore zainteresowanie zwłaszcza, że równolegle odbywał się maraton uliczny Fortuna Bieg MOSiRu , który przyciągnął do Cieszyna sporo widzów.
Przez Gumna i Kostkowice dojechaliśmy do Dębowca podziwiając wspaniałe widoki na pasmo Czantorii i Równicy oraz budzącą się wokół wiosnę. Z tego względu ścieżka rowerowa poprowadzona na grobli dębowieckich stawów pomimo dziur i wybojów była bardzo urocza.
Dłuższy postój nastąpił w centrum Dębowca przy solankowej tężni. Mieliśmy tutaj czas delektować się ciasteczkiem i kawą w niedawno otwartej kawiarni, chłonąć przesycone jodem powietrze, a także wysłuchać opowieści radnego gminy p. Brannego, który został specjalnie zaproszony, aby zaprezentować uroki tej gminy. Wedle niego tutejsza solanka ma tak wysokie stężenie szlachetnych dla zdrowia składników, że godzina siedzenia w tym miejscu równa się ośmiu godzinom nadmorskiego spaceru. A zatem jak po zdrowie to tylko jechać do Dębowca, choć indagowany stwierdził, że ze względów proceduralnych gmina nie zamierza zmieniać nazwy na Dębowiec-Zdrój.
W tym miejscu dołączył też do nas 5-osobowy zespół z „Przerzutki” z Zebrzydowic. Dalsza droga prowadziła na Podlesie i dalej lokalną drogą między stawami do Ochab, gdzie metę wyznaczono w siedzibie koła PZW ze Skoczowa. Tak się składa, że od kilku lat otwarcia odbywają się w okolicznych siedzibach PZW. Jest to dobra tradycja, gdyż obiekty te mają zazwyczaj dobre zaplecze zaspakajające nasze potrzeby - i tutaj też nie było inaczej. Spora wiata, duży grill w ładnym otoczeniu dużego stawu z wysepką pośrodku - to było to! Tutaj – trochę przypadkiem – trafił również kilkuosobowy zespół z żorskiego „Wandrusa”.
Po chwili przygotowane smażone kiełbaski z dodatkami zostały wchłonięte, czyli pierwszy głód został zaspokojony. Przedstawiliśmy nasze zamierzenia oraz atrakcje czekające nas w otwieranym sezonie, a „Bystry” zanotował wskazania rowerowych liczników rozpoczynając coroczną rywalizację na długodystansowca. Dodatkowo był czynny mini-sklepik z Ondraszkowymi gadżetami. „Ośka” i „Bystry” przeprowadzili cieszący się dużym wzięciem konkurs połowu rybek w suchym stawie. Konkurencja była zacięta, a ostatecznie, po kilku dogrywkach miejsca „na pudle” zajęli :
- miejsce - Zbigniew Pawlik „Rechtór”,
- miejsce - Aurelia Szołtys,
- miejsce - Beata Szarzec „Szykowno”
Najważniejszym jednak punktem programu było przyjęcie w poczet prawdziwych Ondraszków dwóch dotychczasowych pogan: Kazię i Henryka Hanslów. Po pomyślnym przejściu ostatniej próby (napój z tajemniczą zawartością został opróżniony do dna, co symbolizuje uzyskanie pełnej odporności na przeszkody) wymienieni kandydaci złożyli przyrzeczenie i zostali pasowani przez prezesa ceremonialną pompką. Kazia pozyskała sympatyczne imię „Roztomiło” a Henryk stał się ondraszkowym „Miodzio”. Nowo ochrzczeni zebrali gromkie brawa. Nagrodziliśmy nimi również „Skrybę” za wspaniałe przygotowanie dzisiejszej wyprawy.
Kontynuując to uroczyste chwile zostały wręczone Dyplomy „Za zasługi w propagowaniu turystyki i krajoznawstwa na Ziemi Cieszyńskiej” przyznane przez Oddział PTTK Beskid Śląski z okazji niedawnej rocznicy 105-lecia powstania PTT-PTTK. Otrzymali je:
- Zdzisław Fierla – szef sekcji rowerowej „Olza” z PTTSu w RCZ.
- Beata Szarzec –„Szykowno”
- Ryszard Pawliczek – „Długi”
- Leszek Szurman – „Wedrowniczek”
- Jan Stasik – „Proszę ja ciebie”
Tymczasem zrobiło się już nieco późno, a nadchodzące chmury nie wróżyły nic dobrego. Meta zaczęła powoli pustoszeć, i każdy wracał do domu według własnego pomysłu. W moim wypadku, przez Pruchnieńskie lasy oraz Rudnik przejechałem łącznie 45 km - w sam raz na dobry początek seonu!
Dokładne informacje o trasie można znaleźć na stronie Endomondo.