12.04.2015
Od czasu śmierci śp. Mariana Palowskiego ta pierwsza wiosenna rowerowa wyprawa jest nazwana Memoriałem Jego imienia. Tym razem Beskidzioki ustaliły miejsce startu bezpośrednio przy cmentarzu w Czeskim Cieszynie. Mimo dość podejrzanej – pochmurnej pogody – na miejscu pojawiła się całkiem spora grupa kolarzy w różnym wieku. Tym razem było nas symetrycznie: po 18 z każdego brzegu Olzy w tym również i pani Halina Twardzik - prezes PTTS-u.
Przy mogile śp. Mariana spotkaliśmy się z żona Danusią oraz synem i ich sąsiadami. Zaśpiewaliśmy hymn PTTS-u – „Szumi jawor…”, następnie wygłosiłem słowo przypominając sylwetkę i dokonania Zmarłego. Złożyliśmy kwiaty i w ciszy wspomnieliśmy przez chwilę naszego Kolegę i Przyjaciela. Spotkanie zakończyła pieśń „Ojcowski dom…” i dodatkowo - aby rozgonić wiszące nisko nad nami chmury dołożyliśmy jeszcze „leze kočka dirou…” – co zazwyczaj pomagało i… teraz też pomogło.
Następnie prawie całe towarzystwo przesiadło się na rowery i pojechało w kierunku Tyry. Prowadził W. Niedoba na sportowej kolarce, a kończył J. Gociek na prawie zabytkowym bicyklu. Efekt był taki, że rozciągnęliśmy się niemiłosiernie tworząc długi łańcuszek. Trasa wiodła bocznymi dróżkami przez Ropicę, Końską, Trzyniec i Oldrzychowice. Pomimo kilku postojów celem skumulowania peletonu na metę zjeżdżaliśmy się grupkami. Gdy pierwsi dawno skończyli posiłek, ostatnich jeszcze nie było widać. No cóż takie są prawa prologu na progu sezonu. Zwłaszcza, że knajpka, w której była meta, znajduje się na samym końcu doliny, czyli w jej najwyższym miejscu.
Na szczytach Ostrego i Jaworowego widać było jeszcze śnieg, więc wjazd do doliny Tyry przypominał nieco wjazd do lodówki. Ostatecznie jednak wszyscy dojechali i fajnie było znów się spotkać w gronie starych przyjaciół. Omówiliśmy główne atrakcje tego sezonu i pogadaliśmy nieco o swoich planach.
Jako, że powrót był już indywidualny, meta powoli pustoszała, zwłaszcza, że było zimno i rozpoczął padać drobny deszczyk, co nie sprzyjało długiej kontemplacji. W drogę powrotną ruszyliśmy w 6-osobowej grupie Ondraszków. Nad Trzyńcem znów powitało nas słońce i zrobiło się naprawdę ciepło. Do Cieszyna wróciliśmy przez mało nieznany przejazd wzdłuż Olzy z Czeskiego Puńcowa do Błogocic.
Była to sympatyczna wyprawa w sam raz na dobry początek. Śp. Marian, który ją przed laty wymyślił i organizował wiedział co robi. Przejechałem 35 km.