50 Zlot Przodowników Turystyki Kolarskiej PTTK, Myszków

Rechtór

29.05.- 5.06.2010

Emocje zlotowe już opadły, pozostały tylko wspomnienia i zdjęcia. Jubileuszowy 50. zlot należy już do przeszłości. Jaki był, czy spełnił oczekiwania organizatorów i uczestników? Organizatorzy - Klub Kolarski M2 z Myszkowa pod przywództwem Mariana Kotarskiego bazę przygotował w dzielnicy Myszkowa - Będuszu na terenie miejscowej szkoły. Ci co chcieli pod dach, trafili do dawnego internatu, który delikatnie mówiąc lata świetności miał już dawno za sobą, a ci co mieli własny dach trafili na szkolne boisko. Tych pierwszych było oczywiście więcej, lecz i na polu namiotowym było coś ok. 200 osób. Mocnym atutem bazy namiotowej był... węzeł sanitarny z ciepłą wodą dostępną w każdych ilościach i o każdej porze, co z pewnościa na długo zapamiętamy. Wyjaśnienie tego ewenementu jest proste - wicekomandor jest właścicielem firmy zajmującej się tymi sprawami.

Mocnych atutów bazy było zresztą więcej - specjalne namioty na parkingi rowerowe, namiot "z pipą", przewoźne sklepiki z art. spożywczymi, kuchnia polowa z darmową herbatą, stoisko z kanapkami na drogę(!) ogniska i inne codziennie serwowane "gratisy". Z tego wszystkiego korzystała rekordowa ilość 569 uczestników z wszystkich regionów Polski, a także z Czech (nasi przyjaciele z PTTS) oraz z Francji. Wszystkich zlotowiczów łatwo było rozpoznać po jednakowych, profesjonalnych koszulkach kolarskich, które zostały zasponsorowane przez firmy SAS i Polimer II.

W świadczeniach znalazły się też dobre mapy regionalne a codzienna odprawa pozwoliła się zorientować co do przebiegu tras i innych atrakcjach w terenie. Trasy obejmowały swoim zasięgiem region północnej Jury od Częstochowy aż po Pilicę, a więc najciekawsze partie Jury krakowsko-częstochowskiej gęsto poprzetykanej lasami, zamkami (Olsztyn Mirów, Bobolice, Ogrodzieniec i inne) oraz ostańcami skalnymi. Sieć ścieżek rowerowych bardzo ułatwiała samodzielne podróżowanie, choć jak obserwowałem większość i tak wolała jechać w peletonie za prowadzącym danego dnia.

Nasza ekipa była też wyjątkowo liczna (23 osoby - II miejsce co do ilości zgłoszonych uczestników) i podczas zlotu też się dzieliła na rożne grupki. Zazwyczaj najwcześniej na trasę wyjeżdżali p. Wlachowie, a najpóźniej p. Pawlikowie. Czasem udawało nam się spotykać na trasach, ale najczęściej jak jechaliśmy w przeciwnych kierunkach. Spotykaliśmy się za to codziennie na wieczornych "posiadach" przy stole, który zbójeckim sposobem został przez ondraszków zaanektowany. Wśród różnych ciekawych propozycji wspominam wizytę u żydowskiego cadyka w Lelowie i "czulent" podawany w miejscowej restauracji. Kto był, to pewnie zapamiętał spływ pontonowy rzeką Białką (najbardziej zapamiętali go nasi klubowicze p. Moskałowie - a czemu zapytajcie ich sami). Ciekawa była też wizyta w podziemiach jaskini Maurycego. Jaskinia z bogatą szatą naciekową była zupełnie "dziewicza" i żeby ją zwiedzić należało mieć na sobie uniform i hełm speleologa. Ponadto niewielki otwór wejściowy i kilka wewnętrznych przewężeń skutecznie weryfikowało ilość zwiedzających ze względu na ich gabaryty.

Nowością był przodownicki ślub. Antek Fudali z wybranką postanowili powiedzieć sobie "tak" właśnie w USC w Myszkowie mając za świadków większość zlotowiczów. Takiego wehikułu - (motorowa riksza) państwa młodych oraz towarzyszącego kilkusetosobowego peletonu rowerzystów Myszków jeszcze nie widział. Dawnym zwyczajem, po ceremonii ślubnej świeżo upieczona pani młoda rzuciła wianek w tłum panien i wpadł on prosto w ręce naszej "Alipali". Wydarzenie to spowodowało lawinę życzeń i gratulacji kierowanych w naszą stronę, z czego widać, że wszyscy niebawem chcą się wybrać do Cieszyna. No cóż...

Organizatorzy zadbali również o organizację wieczorów - codziennie występował DJ ze swoim repertuarem, a że miał dostęp do pokręteł głośników towarzystwo szalało na asfaltowym "parkiecie" nie słysząc siebie nawzajem. I czynił to tak dobrze, że chcąc zrobić użytek z naszych śpiewników i gitary musieliśmy się wynieść do stołówki w internacie, gdzie było nieco ciszej.

Z rozlicznych konkursów braliśmy udział w rowerowym torze przeszkód, z wynikiem VI i VII miejsce. "Alapala" jako jedyna dziewczyna biorąca udział w tej konkurencji otrzymała z tego tytułu specjalną nagrodę. Troskliwą rękę organizatorów było widać w każdym momencie zlotu, lecz niestety nie mieli wpływu na pogodę. A jako, że "pogoda" to rodzaj żeński więc okazała się bardzo kapryśna. Co prawda w tym czasie w Cieszynie i okolicach ogłoszono stan powodziowy, a Myszkowie "tylko" wisiały nam nad głową ciężkie chmury, które od czasu do czasu się skraplały uprzykrzając skutecznie życie obozowe, dlatego gumowce i kalosze były artykułem pierwszej potrzeby. Dopiero w ostatnim dniu zlotu podczas wycieczki do Żarek na jarmark zrobiło się tak upalnie, jakby pogoda chciała nadrobić wszystkie zaległości.

Reasumując należy podkreślić, że impreza była bardzo udana i na zakończenie powiedzieliśmy sobie: do zobaczenia za rok. A gdzie? - tego na razie nie wie nikt, nawet Komisja Kolarska ZGPTTK.