Okolice Trzyńca - czyli odwiedzamy sąsiadów

Rechtór

26.07.2009

Tym razem chcieliśmy odwiedzić miejsca w których często się bywało, lecz tak do końca nie można było powiedzieć, że je znamy. Wyprawę prowadził Stasio Martinek z PPTS-u, a jednocześnie mieszkaniec tej ciekawej miejscowości. Na rynku w Cieszynie spotkało się kilkunastu Ondraszków i sympatyków i tym peletonikiem pomknęliśmy na miejsce właściwej zbiórki, czyli dworca kolejowego w Trzyńcu. Tutaj z kolei zebrała się całkiem spora ekipa - bo przeszło 40 rowerzystów w większości z Ondraszka i PTTS-u. Stasio przywitał zebranych i wydaje się, że był nieco zaskoczony naszą liczebnością, a także tym, że wiedząc o niedawnych jego urodzinach odśpiewaliśmy chóralne „Sto lat”, no i drobny prezent też się znalazł.

Na wstępie wprowadził nas w historię Trzyńca, który obecnie jest wielkim miastem, a jeszcze sto lat temu był niewielką wioską. Metamorfoza ta miała oczywiście związek z przeniesieniem tutaj huty żelaza z Ustronia. Obiecał nam też, że trasa będzie „po kopieczkach” lecz za to w „emeryckim tempie”. Co do „kopieczków” to miał rację, gdyż odczuliśmy to już na wstępie jadąc stromym podjazdem pod Osówki. Natomiast co do tempa to... naszym podstawowym zadaniem było nie dać się zgubić.

Stasiu choć jest „młodzieńcem w słusznym wieku” fruwał po tych wszystkich kopcach jak ptaszek, gdy tymczasem reszta peletonu miała już języki prawie wkręcone w szprychy. Aż dziw bierze, że do końca wycieczki jako tako utrzymaliśmy „grupę w kupie”. Z Osówek pojechaliśmy wzdłuż granicy państwowej do Lesznej Górnej, stąd mocno w dół do Lesznej Dolnej i pod następny kopiec aż do wędryńskich wapienników. Po zgłębieniu historii tych ciekawych zabytków techniki pojechaliśmy bocznymi ścieżkami do Karpentnej, gdzie odwiedziliśmy dom rodzinny Stanisława Hadyny – twórcy zespołu folkorystycznego „Śląsk”. Trochę nas zaskoczyło, że wokół domu po sąsiedzku jako ptactwo domowe biegały... strusie. Stąd mocno pofalowaną drogą dojechaliśmy na boisko w Oldrzychowicach. Gulasz, który w ramach wpisowego nam tutaj zaserwowano naprawdę był super! Była to niestety już meta tej ciekawej wyprawy, więc już samodzielnie, korzystając z naprawdę rewelacyjnego czasu przejazdu trasy, w zmniejszonym nieco składzie postanowiliśmy pojechać do Cieszyna przez Leszną Górną. Po drodze odwiedziliśmy pasiekę p. Gajdacza gdzie odbywał się akurat pszczelarski festyn. Łącznie przejechałem aż 75km, przy czym właściwe Cieszyn był prawie cały czas w zasięgu wzroku.

Dodam też, że prowadzący miał widocznie mocne wejścia na górze, gdyż uzgodnił z „najwyższymi czynnikami ”, że nie będzie dziś padać. Ciemne chmury dosłownie nas goniły, raz z lewej raz z prawej i czasem wisiały też nad nami, a jednak się nie skropliły!.26.07.2009

Tym razem chcieliśmy odwiedzić miejsca w których często się bywało, lecz tak do końca nie można było powiedzieć, że je znamy. Wyprawę prowadził Stasio Martinek z PPTS-u, a jednocześnie mieszkaniec tej ciekawej miejscowości. Na rynku w Cieszynie spotkało się kilkunastu Ondraszków i sympatyków i tym peletonikiem pomknęliśmy na miejsce właściwej zbiórki, czyli dworca kolejowego w Trzyńcu. Tutaj z kolei zebrała się całkiem spora ekipa - bo przeszło 40 rowerzystów w większości z Ondraszka i PTTS-u. Stasio przywitał zebranych i wydaje się, że był nieco zaskoczony naszą liczebnością, a także tym, że wiedząc o niedawnych jego urodzinach odśpiewaliśmy chóralne „Sto lat”, no i drobny prezent też się znalazł.

Na wstępie wprowadził nas w historię Trzyńca, który obecnie jest wielkim miastem, a jeszcze sto lat temu był niewielką wioską. Metamorfoza ta miała oczywiście związek z przeniesieniem tutaj huty żelaza z Ustronia. Obiecał nam też, że trasa będzie „po kopieczkach” lecz za to w „emeryckim tempie”. Co do „kopieczków” to miał rację, gdyż odczuliśmy to już na wstępie jadąc stromym podjazdem pod Osówki. Natomiast co do tempa to... naszym podstawowym zadaniem było nie dać się zgubić.

Stasiu choć jest „młodzieńcem w słusznym wieku” fruwał po tych wszystkich kopcach jak ptaszek, gdy tymczasem reszta peletonu miała już języki prawie wkręcone w szprychy. Aż dziw bierze, że do końca wycieczki jako tako utrzymaliśmy „grupę w kupie”. Z Osówek pojechaliśmy wzdłuż granicy państwowej do Lesznej Górnej, stąd mocno w dół do Lesznej Dolnej i pod następny kopiec aż do wędryńskich wapienników. Po zgłębieniu historii tych ciekawych zabytków techniki pojechaliśmy bocznymi ścieżkami do Karpentnej, gdzie odwiedziliśmy dom rodzinny Stanisława Hadyny – twórcy zespołu folkorystycznego „Śląsk”. Trochę nas zaskoczyło, że wokół domu po sąsiedzku jako ptactwo domowe biegały... strusie. Stąd mocno pofalowaną drogą dojechaliśmy na boisko w Oldrzychowicach. Gulasz, który w ramach wpisowego nam tutaj zaserwowano naprawdę był super! Była to niestety już meta tej ciekawej wyprawy, więc już samodzielnie, korzystając z naprawdę rewelacyjnego czasu przejazdu trasy, w zmniejszonym nieco składzie postanowiliśmy pojechać do Cieszyna przez Leszną Górną. Po drodze odwiedziliśmy pasiekę p. Gajdacza gdzie odbywał się akurat pszczelarski festyn. Łącznie przejechałem aż 75km, przy czym właściwe Cieszyn był prawie cały czas w zasięgu wzroku.

Dodam też, że prowadzący miał widocznie mocne wejścia na górze, gdyż uzgodnił z „najwyższymi czynnikami ”, że nie będzie dziś padać. Ciemne chmury dosłownie nas goniły, raz z lewej raz z prawej i czasem wisiały też nad nami, a jednak się nie skropliły!.