Poznajemy sąsiednie regiony

Rechtór

20.07.2008

Nauczeni smutnym doświadczeniem ubiegłego roku tym razem nie liczyliśmy wcale na komunikację publiczną. Samochodami lub na rowerze zjechali się tutaj: Jadzia "Ośka", Basia "Apanaczi", Władek "Panek", Kazik "Gwarek", Andrzej"Rogulka", Zbyszek"Rechtór", Jarek R., Andrzej W., Stasiu P., Andrzej.N - "Ziołowy", p. Klapuchowie z Łazisk, a więc całkiem spora grupa Ondraszków i sympatyków klubu. Przed dworcem PKP oczekiwał już nasz dzisiejszy przewodnik Krzysztof Sumera, który wraz z Zdzichem zaproponował trasę w bardziej równinne okolice. Było to całkiem przyjemną odmianą po ubiegłorocznej "wysokogórskiej" wyprawie na Żar. Ruszyliśmy szybko bocznymi dróżkami przez Komorowice i niebawem byliśmy już w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie podziwialiśmy kościół pw. Chrystusa Odkupiciela. Kościół oddany do użytku w 1998 r. swą niesamowitą sylwetką przypominał całkiem skrzyżowanie minaretu z bunkrem. Ołtarz z kolei był całkiem podobny do stosowanych w prawosławnych cerkwiach ołtarzy z ikonostasem i "carskimi wrotami". Kościół wykonany z nieotynkowanej, licowanej cegły i surowego betonu sprawiał naprawdę niecodzienne wrażenie.

Następny przystanek, tym razem "kawowo-ciasteczkowy" nastąpił w Goczałkowicach-Zdroju. Po długim popasie przejechaliśmy główną promenadą założonego w 1856 r. uzdrowiska, oglądając starannie odnowione zabytkowe uzdrowiskowe budynki. Przy okazji nasz klubowy "Gwarek" odkrył, że jest tutaj również sanatorium swojego imienia. W razie potrzeby powinien liczyć na dużą zniżkę!

Niebawem wjechaliśmy na koronę goczałkowickiej zapory. Od jakiegoś czasu jest udostępniona do ruchu pieszego i rowerzystów, więc mieliśmy przed sobą prawie 3 km równej i prostej drogi. Jadąc przy akompaniamencie szumiących fal można było się poczuć prawie jak nad morzem. Goczałkowicke "morze" ma powierzchnię ponad 30 km2, jest to więc całkiem spory akwen, lecz niestety nadal niedostępny dla wodniaków.

Minąwszy zaporę wjechaliśmy do lasu i niebawem byliśmy na stacji rozrządowej PKP Międzylesie. Tutaj odłączyła się część naszego peletonu, zamierzając dojechać do Cieszyna bezpośrednio na rowerach. Reszta grupy klucząc dróżkami przez Miliardowice, dotarła do Ligoty. Okolica całkiem płaska poprzecinana stawami, a jedynie góry w tle przypominały, że jesteśmy na Podbeskidziu. Następnie minęliśmy Mazańcowice i gdzieś w okolicach "Makro" mozolnie trzeba się było wspiąć na całkiem spory kopiec (386mnpm) o wdzięcznej nazwie "Trzy Lipki" aby zobaczyć... zapierająca dech panoramę.

Okolona szczytami Beskidu Małego bielska aglomeracja, po przeciwnej stronie masyw Szyndzielni i Błatniej z rozrzuconymi u podnóża domkami kolejnych miejscowości, w oddali majaczyła Wielka Racza a nawet czeska Łysa Góra, a hen daleko kominy Górnego Śląska... Na szczycie nie już trzech lipek, które tuż przed wybuchem wojny wycięto, zdobi go jednak wielgachny 40 m, widoczny z daleka metalowy krzyż. Postawiono go w 2001 r. kontynuując dawną tradycję. Miejsce jest wprost nieprawdopodobne i wręcz wymarzone na niedzielne spacery mieszczuchów.

Długi zjazd podprowadził nas wprost do Starego Bielska pod kościół pw. św. Stanisława. Niewielki kościółek o średniowiecznym rodowodzie z dobrze zachowanymi gotyckimi elementami oraz oryginalną polichromią to bezcenny zabytek pozostały po cieszyńskich Piastach. Jadąc ulicą o dziwnej nazwie Szwedzkie Wały objechaliśmy wzdłuż dobrze widocznego wału i fosy dawne słowiańskie grodzisko. Kolejny przystanek nastąpił na starannie odnowionym bielskim rynku przy dającej ochłodę fontannie Neptuna, i nieco później u stóp jedynego w Polsce pomnika kaznodziei M. Lutra, stojącego przy kościele ewangelickim. Nasza wycieczka zakończyła się w centrum miasta przed pięknie odrestaurowanym teatrem. Korzystając z wspaniałej pogody przejechaliśmy łącznie z Bielska do... Bielska 53km po trasie prawie w całości wcześniej w większości z nas nie znanej. Myślę, że dlatego warto organizować i uczestniczyć w wycieczkach przygotowanych przez znających teren członków naszego klubu. Prowadzący wycieczkę zebrali zatem zasłużone brawa oraz zapewnienie, że w przyszłym roku znów tu przyjedziemy.