17 - 24.08.2008
Po prawie rok trwających przygotowaniach i niemałych perturbacjach przy zapisach, w przepiękne rejony Niskich Jeseników oraz Hany wyruszyli: Śmig i Roztrzapek (P. i M. Holiszowie), Rechtór (Z.Pawlik), Panek (W.Gojniczek), Skryba (A.Nowak), L.Nowak oraz Sunia (damski przedstawiciel psiej rasy należący do Holiszów). Pozostała część rowerowej grupy stanowili przyjaciele z szacownej organizacji PTTS, tak że teoretycznie stanowiliśmy całkiem spory 27-osobowy peleton. Szef obozu, Zdzisław Fierla bardzo sumiennie podszedł do przygotowań i wyposażył uczestników w dzienne propozycje tras z kilometrażem oraz specjalnie wykonane książeczki do zbierania pieczątek.
Bazą był camping Dolne Žleby. Jest to ładnie położony w górskim wąwozie ośrodek turystyczny, na przedmieściach zabytkowego miasta Šternberk. "Ondraszki" zamieszkały w domku campingowym o całkiem przyzwoitym standardzie. Kilka pokoi, węzeł sanitarny i ciepła woda i co nam więcej trzeba? Obóz rozpoczęliśmy od wieczornego ogniska z kulinarnymi specjałami "z patyka" i głośnym śpiewaniem. Przy omawianiu programu postanowiliśmy, że trasy pozostają do wyboru, a także, że startujemy w drogę już o godz. 800. Wymagało to od nas wielkiej mobilizacji, lecz jak się okazało miało też wiele zalet.
18.08 poniedziałek
Trasa była dość trudna, gdyż prowadziła w górskie rejony Jeseników, a celem był zamek Sovinec oraz "Rešowskie vodopady". Zamek malowniczo położony wśród zalesionych wzgórz zrobił na nas duże wrażenie - niestety nie udało się wejść, bo akurat był zamknięty. Po długim kluczeniu, przy okazji gubiąc część grupy dotarliśmy do imponujących kaskad wodnych - najwyższych na Morawach. Dotarcie do wodospadów położonych w niezbyt dostępnym dla rowerów terenie, stanowiło prawdziwe wyzwanie. Ja i Śmig zdecydowaliśmy się jednak w całości je przejechać, a reszta zespołu po dotarciu do punktu, z którego widać było dolną kaskadę, się wycofała. Trzeba zaznaczyć, że słowo "przejechać" jest tu absolutnie nie na miejscu. Rowery trzeba było wyłącznie przenosić balansując na licznych stopniach i drabinach poprowadzonych wzdłuż wodnych kaskad. Ciekawe, czemu mijający nas turyści tak dziwnie się na nas patrzyli... Ale warto było widoki były doprawdy imponujące, a po dotarciu nad wodospady mogliśmy nawet jechać dalej, korzystając z leśnej ścieżki. Tym sposobem dotarliśmy do drogi asfaltowej i dalej przez Rymařov i Houzovą wróciliśmy wieczorem na bazę. Warto dodać, że na końcu czekała nas nagroda: prawie 8 km odcinek trasy, aż do bazy przejechaliśmy po leśnej drodze o dobrej, asfaltowej nawierzchni i to cały czas w dół - słowem pycha!
19.08 wtorek
Zdzicho Fierla po trudach wczorajszej wspinaczki rowerowej, na dziś zaproponował wycieczkę w odmiennym, płaskim krajobrazie. Naszym celem był tym razem zamek w Usovie oraz miejscowości Loštice i Litovel. Teren faktycznie równinny, a małe górki przed Usovem nie sprawiły nam żadnego kłopotu. Zamek widoczny już z daleka zawierał bogate zbiory łowieckich trofeów rodu Lichtensteinów, którzy do końca ostatniej wojny tutaj mieszkali. Loštice to niewielka miejscowość sławna z produkcji typowo czeskiego specjału "Olomouckych tvorůžek". Niewtajemniczonym podpowiem, że jest są to serki wytwarzane specyficzną metodą i "pachną" tak intensywnie, że niekiedy najlepiej je jeść na... balkonie. Zwiedziliśmy serowarskie muzeum i oczywiście sklep firmowy. Po zrobieniu małych zapasów ruszyliśmy w dalszą trasę. Mijając wieś Řimice zaskoczył mnie widok cebulastych kopuł cerkiewnych. Zaintrygowany od miejscowego popa dowiedziałem się, że prawosławie w tych stronach licznie występowało już w latach międzywojennych, a po "aksamitnej rewolucji" społeczność dalej kultywuje religijne obrządki. Przez podmokłe lasy łęgowe, rzeki Morawa, stanowiące obszar chroniony "Litovelske Pomoravi" dotarliśmy do królewskiego miasta Litovel. Wysoka wieża miejskiego ratusza widoczna była już z daleka. Ciekawostką jest, że ratusz jest postawiony bezpośrednio na... odnodze rzeki Morawa, dzięki temu miejscowi słusznie twierdzą, że jest to najwyższy ratusz "na Morawie". Ja z kolei dorzucę, że w tym pięknym, starym mieście produkuje się wyborne piwo "Litovel".
20.08 środa
Dziś jedziemy do religijnej i gospodarczej stolicy województwa, czyli Ołomuńca. Pod względem konfiguracji terenu trasa była połączeniem dwóch poprzednich, więc raczej po równinie choć wyjście na Svaty Kopeček, też kosztowało sporo wysiłku. Na tym potężnym wzniesieniu w XVII w. usytuowano z daleka widoczny, wielki barokowy kompleks klasztorny. Może i podejście było mozolne, ale za to jaki widok!!! To tutaj niegdyś JPII miał spotkanie z młodzieżą w trakcie swojej peregrynacji po Czechach. Przy okazji nadał tutejszej bazylice tytuł "bazyliki minor", co zostało odpowiednio w jej wnętrzu wyeksponowane. Do ołomunieckiej starówki dotarliśmy ścieżka rowerową, które w tym regionie występują w wielkiej obfitości, i co trzeba zaznaczyć, są starannie oznakowane. Na rynku nasz peleton się rozdzielił i już tylko w trójkę z Andrzejem i Leszkiem Nowakami rozpoczęliśmy eksplorację miasta. W tym pięknym i starym mieście można spędzić kilka dni na zwiedzaniu, lecz na pewno warto zobaczyć rynek, a właściwie rynki z oryginalnym zespołem fontann, kolumnę tzw. "morovy sloup" wpisany na listę UNESCO, kościół katedralny z relikwiami św. J.Sankandra, muzeum archidiecezjalne z nieprzebranymi skarbami sakralnymi i przewodnikiem audio w naszym języku, park Smetany gdzie organizuje się słynne wystawy florystyczne "Flora" ze szklarniami i fantastyczną kolekcją przeróżnych roślin. To wszystko na własne oczy zobaczyliśmy, a na camping wróciliśmy dopiero wieczorem.
21.08. czwartek
Głównym celem dzisiejszego dnia jest miejscowość Naměšt na Hane, z barokowym pałacem. Trasa częściowo pokrywa się z wtorkową, więc raźno pędzimy po równinie. W Přikazach odłączam się od grupy z zamiarem zwiedzenia fortu w Křelove. Wieniec XIX w. dawnych, austriackich fortów wokół Ołomuńca został sprywatyzowany, nie dziwię się zatem, że oprowadza mnie sympatyczna pani, która obecnie jest jego właścicielką. Choć roboty jeszcze trwają już odrestaurowane wnętrza, zwłaszcza w części gastronomicznej rzucają na kolana! Chcąc dogonić nasz peleton, ścieżkami rowerowymi czyli w większości polnymi drogami dojeżdżam do pałacu w Naměštu, lecz okazało się, że grupa dawno już odjechała.
Samotnie zatem zwiedzam pałac z unikalną ekspozycją wnętrz, kolekcją porcelany i powozów. Wracając odwiedzam po drodze skansen wsi hanackiej w Přikazach. Warto było tu wstąpić, gdyż ekspozycja archaicznych sprzętów rolniczych i ówczesnych "AGD" jest zaaranżowana w oryginalnych wnętrzach wiejskiego obejścia. Syty wrażeń wracam do bazy, oczywiście wieczorem.
22.08 piątek
Na starcie okazuje się, że ile nas, tyle pomysłów na trasy. Wobec tego ruszamy w różnym składzie w różne strony, ja ponownie wyjechałem samotnie, z zamiarem dotarcia do miasta Moravsky Beroun. Jest ono położone w górskim rejonie Jeseników, więc nieźle się zmachałem pokonując kolejne strome podjazdy i serpentyny. Korzystając z ścieżki rowerowej prowadzonej po leśnych bezdrożach i godnej crossowych bicykli dojechałem w końcu do... Ondrašova. Ondraszek w Ondrašovie - to jest to! Nazwa odnosi się do przedmieścia M.Berouna, znanego z produkcji wody mineralnej o wdzięcznej nazwie "Ondraškova kyselka". Jadąc dalej zwiedziłem "Křizovy kopec" czyli dawne miejsce pielgrzymkowe z kapliczkami kalwaryjskimi, usytuowane na sporym wniesieniu nad miastem. To dawniej bogate miasto w górniczymi tradycjami (rudy żelaza) dziś jest raczej prowincjonalnym, lecz zabytkowym miasteczkiem. Kontynuując podróż malowniczo wijącą się drogą docieram w pobliże Tešikova, gdzie niespodziewanie spotykam grupkę naszych kolarzy prowadzona przez Z.Fierlę. Razem docieramy do miejsca o nazwie "tešikovska kyselka", gdzie wśród lasów z głębokości 63m wytryskuje wspaniale zimna woda mineralna.
Napełniwszy brzuchy i bidony, dalej jedziemy tylko w dwójkę ze Skrybą, bo reszta grupy znów gdzieś się zapodziała. W końcu wdrapaliśmy się na wielgachny kopiec i do Šternberku docieramy trasą wyścigów samochodowych pod górkę nazwanych "Ecce homo". Ta 8km trasa jest specjalne przygotowana i w kilku miejscach składa się w bardzo ciasne "agrafki". Rekord trasy wynosi ponoć 2 min. Choć zjazd nasz był również w wyścigowym tempie, rekordu nie pobiliśmy. Na dłuższą chwilę zakotwiczyliśmy na tarasie uroczego pensjonatu usytuowanego na zboczu góry i mając miasto pod stopami "wrzuciliśmy coś na ruszt". Wracając zwiedziliśmy jeszcze ogromny klasztorny kompleks bazylianów. Przewodnik oprowadził nas ciekawie opowiadając, od piwnic aż po dach budowli, a zwiedzanie zakończyliśmy w kościele, gdzie wysłuchaliśmy wspaniałego koncertu organowego. Zaintrygowała mnie zwłaszcza duża ilość nietoperzy, które zamiast przyzwoicie wisieć pod sufitem wylegują się na ziemi, a poruszone straszą sycząc i machając skrzydłami.
23.08 sobota
Skoro wszystko w pobliżu zostało już zwiedzone, jedynym wyjściem było przenieść punkt startu gdzieś dalej. Wraz z Andrzejem i Leszkiem Nowakami postanawiamy przejechać autem do Namešt na Hanie aby w tamtym rejonie odwiedzić kilka interesujących miejsc. Jak pomyśleli - tak zrobili. Auto zostawiliśmy na rynku, a my raźno pedałujemy w kierunku Mladeča z zamiarem zwiedzenia tamtejszej jaskini. Mladečska jaskinia była już znana od niepamiętnych czasów, i jako jedna z niewielu może poszczycić się kolekcją kości prehistorycznych stworów a także ludzi i narzędzi z epoki kamiennej. Dalszym naszym celem jest arboretum w miejscowości Bila Lhota. Arboretum stanowi dawny pałacowy park obsadzony florą pochodzącą z różnych krajów świata. Łazimy po parku wyposażeni w przewodnik w języku polskim wydany w... latach 70 ubiegłego wieku. Stwierdzamy jednak, że upływ czasu niewiele wpłynął na oglądane drzewa i tym samym na aktualność przewodnika. Dalszy punkt programu, czyli zamek w Bouzovie osiągamy z trudem, gdyż jest położony w wyraźnie górzystym terenie. Zamek malowniczo zlokalizowany na wzgórzu nad osadą Bouzov wygląda bardzo starożytnie, choć ukończono go w 1910 roku. Właśnie z tego względu jest częstym statystą w filmowych produkcjach wymagających bajkowej scenerii zamkowych wnętrz. Zniechęceni olbrzymią ilością ludzi (osada u stóp zamku była dosłownie zapchana samochodami), poprzestajemy na "oględzinach zewnętrznych", trochę pogapiliśmy się również na jarmark pod zamkowymi murami i ruszamy dalej. Trud wdrapywania się na kolejne wzniesienia został nam w końcu wynagrodzony długim zjazdem, aż do miejsca postoju naszego auta.
Do bazy wracamy oczywiście wieczorem, jednak nie na tyle późno aby nie wziąć udziału w zaplanowanym ognisku. Przy kiełbaskach i wspólnym śpiewaniu omawiamy miniony, bogaty w wydarzenia tydzień i snujemy plany na przyszłość.
Wniosek wszystkich uczestników jest jednoznaczny: obóz był wspaniale przygotowany, głównego organizatora z PTTS-u - Zdzicha Fierlę, nagrodziliśmy gromkim "sto lat" i brawami oraz petycją na organizację obozu kolarskiego w roku przyszłym.
24.08 niedziela
To niestety czas powrotów. Nie śpiesząc się zbytnio, mamy czas na zwiedzenie pięknego zamku w Šternberku i już w drodze powrotnej w Frydku-Mistku. Dodam jeszcze, że przejechałem na rowerze ok. 415 km, co w tak wspaniałym towarzystwie oraz pogodzie (ani raz nie padało, nie licząc jednej nocnej burzy) było dla mnie wyłącznie przyjemnością.