16 - 17.09.2006
Polskie Towarzystwo Turystyczno-Sportowe "Beskid Śląski" w RCZ kontynuując cykl zaprosił nas do udziału w tej wyprawie. Program zapowiadał się bardzo zachęcająco toteż aż 14 turystów z spod znaku Ondraszka zadeklarowało swój udział. Ostatecznie bladym świtem na dworcu kolejowym w Cz.Cieszynie pojawili się: Beata i Paweł Szarzec, Jadwiga i Andrzej Gracyasz,Władek i Andrzej Gojniczek, Andrzej Nowak, Staszek Pawlik, Piotr Holisz, Zbyszek Pawlik z córką Alicją.
W Karwinie dosiedli się kolarze z PTTS-u, więc w Studence wysypał się na peron dość pokaźny tłumek kolarzy. Bolek Fukała z PTTS-u -organizator wycieczki przywitał obecnych, przedstawił zasady udziału i niebawem ruszyliśmy w drogę. Jednak wraz całym ok. 30-osobowym peletonem dojechaliśmy tylko do najbliższego skrzyżowania., gdzie zdecydowaliśmy się zmodyfikować trasę i odwiedzić pobliskie wielkie lotnisko w Mošnej. Nadjechaliśmy ok. 15km lecz było warto, gdyż właśnie odbywały się tutaj obchody "Dnia NATO". Niecodziennie zdarza się przecież oglądać z bliska samoloty i śmigłowce bojowe członków paktu, a także zobaczyć lotnicze akrobacje. Szczodrze rozdawano również przeróżne gadżety, więc przyszło nam wieźć dalej dodatkowy nieplanowany bagaż złożony z materiałów reklamowych. W końcu jakoś wyplątaliśmy się z tłumów zwiedzających i ruszyliśmy w stronę Bartošowic, gdzie odkryliśmy wspaniały pałac pełniący obecnie funkcję hotelu a w jego otoczeniu olbrzymi 300-letni platan. Dalsza droga wiodła w stronę Kunina. Teren jak przystało na dolinę Odry był w miarę równy więc świetnie nam się podróżowało zwłaszcza, że ścieżki rowerowe były bez zarzutu.
W Kuninie spotkaliśmy następny pałac i ciekawy kościół z nawą w kształcie elipsy. Naszą uwagę przykuł jednak weselny pojazd oczekujący na młodą parę w pałacowej alejce Był to antyczny samochód "Tatra" z lat 30-tych, lecz wyglądał jakby akurat wyjechał z montowni. Droga do Jičina zaczęła się wspinać na coraz większe górki więc omijając z daleka widoczne ruiny zamku w dojechaliśmy na rynek w Nowym Jičinie.
Rynek otoczony w całości podcie-niami z Maryjnym pomnikiem i fontanną pośrodku wyglądał przepięknie. Dłuższy postój wypadł przy "Žerotinskim zamku", który obecnie jest siedzibą nietypowego muzeum kapeluszy. Jičin swego czasu był siedziba znanej firmy kapeluszniczej "Tonak" toteż ekspo-zycja była bardzo ciekawa zwłaszcza, że ekspozycja była zaaranżowana w formie dioram z epoki. Na metę dzisiejszego dnia - ośrodka rekreacyjnego w Štramberku dojechaliśmy pod wieczór, więc był jeszcze czas zrobić mały wypad na miasto. W drodze powrotnej na cam-ping niespodziewanej atrakcji dostarczył nam Władek Gojniczek, który przez pomyłkę skręcił w inną uliczkę i pojechał w nieznane. Na szczęście zorientował się w sytuacji, więc poszukiwania nie trwały długo. Nocleg był przyzwoity w czteroosobowych domkach, lecz jeszcze długo ciągnęły się "nocne Polaków rozmowy" i wspólne biesiadne śpiewanie. Rano pożegnaliśmy się z przyjaciółmi z PTTS-u i ruszyliśmy na rynek. Malownicze położone u stóp zamku miasteczko Štramberk zauoroczyło wszystkich ciekawymi zabytkami i wido-kami.
Warto było zajrzeć na wieżę o nazwie "Truba", do muzeum Z.Buriana- ilustratora westernowych powieści K.Maya oraz książek o tematyce prehistorycznej , oraz zwiedzić niewielką jaskinię "Šipka" na sąsiednim wzgórzu. W niedalekiej Kopřivnicy zwiedziliśmy wspaniale zaaranżowaną ekspozycję w muzeum samochodów "Tatry". Samochody(i nie tylko) tej znanej marki są tutaj produkowane od 1895r. po dzień dzisiejszy. Dalsza droga malowniczo pofalowana wiodła przez Přibor (miejsce urodzin światowego speca od psychologii Zygmunta Freuda) do Brušperku, gdzie zakotwiczyliśmy na późny obiad.
Następny postój wypadł przy szkoleniowej sztolni Stařić, gdzie w skansenie maszyn górniczych zaskoczyła nas m.in. śmieszna górnicza ubikacja na szynach. Przed nami Frydek-Mistek, który jednak z rozpędem minęliśmy, gdyż zrobiło się późno a do domu daleko. Trzeba było ostro zwiększyć tempo, więc pomimo sporych podjazdów szybko przejechaliśmy przez Sedlište, następnie koło Jeziora Žermanickiego i wyhamowaliśmy dopiero na polach golfowych w Ropicy notując przeciętna szybkość na prostych odcinkach ok. 30 km/godz.
Chwilę przyglądaliśmy się zawodnikom spacerującym z kijami po wspaniale przystrzyżonej trawce pogryzając sproszkowane ciasto, który Wisia przeciągnęła przez pół świata i poganiani przez zachodzące słońce prawie o zmierzchu dojechaliśmy do Cieszyna. Ogółem przejechaliśmy ok. 140km i mimo dość trudnego dla rowerzystów terenu myślę, że wyprawa była bardzo atrakcyjna i tak będzie przez uczestników zapamiętana.