24.10.2004
Mimo, że "Ondraszki" już zakończyły sezon i rowery, przynajmniej teoretycznie, powinny być w odstawce okazało się, że sezon nadal trwa!
W tą słoneczną i ciepłą niedzielę zostałem poproszony przez Prezesa Koła Związku Niewidomych z Wodzisławia Śl. aby poprowadzić członków koła na rowerową wyprawę dookoła Cieszyna i to po obu stronach Olzy. Wybrałem wariant "nizinny" i już o godz. 900 peletonik 6 tandemów i kilku pojedynczych rowerów wystartował na trasę. Zatrzymaliśmy się na dłużej przy pałacu hrabiny Thun w Kończycach Wielkich gdzie m.in. zapoznałem uczestników wyprawy z frapującą historią witraży z "pleksiglasu" w zamkowej kaplicy.
Następny przystanek był w zamku w Kończycach Małych, gdzie p. Joanna Nowak - kustosz Izby Regionalnej ze swadą - "wszycko dokumyntnie wypowiadała i to po naszymu". Co było ważne uczestnicy mieli możliwość poznać przez dotyk oglądane przedmioty. Granicę przekroczyliśmy w Kaczycach i wylądowaliśmy na pięknie odrestaurowanym rynku we Frysztacie. Jadąc alejkami pałacowego parku w stylu angielskim podziwialiśmy wspaniale wybarwione w kolorach złoto-czerwonych korony drzew, skąpane w słonecznym świetle.
Na moście w Darkowie niespodziewanie spotkaliśmy się z grupką przyjaciół kolarzy z PTTS-u wracających z kolejnej wyprawy. Po wzajemnej wymianie serdeczności ruszyliśmy dalej przejeżdżając teraz przez posępną krainę zdominowaną przez kopalniane hałdy i zapadliska. Jedynie samotny kościół przypominał, że w tym miejscu jeszcze 15 lat temu była tutaj duża wieś - Łąki nad Olzą. W Podoborze zahaczyliśmy o "Cieszynisko" - słowiański gród Gołęszyców i dozorca zapewnił nas, że około 2011 roku rekonstrukcja się zakończy i ten stary gród będzie jak nowy, a więc jeszcze trochę czasu zostało. Po przekroczeniu granicy wycieczkę zakończyliśmy zwiedzając na rowerach Cieszyńską Wenecję oraz rezerwat - Lasek Miejski - dobrze w tym miejscu zabrzmiała legenda o Cieszyniance.
Łącznie pokonaliśmy 50 km, co w mojej ocenie, na tych trochę topornych tandemach było sporym wyczynem. Wszystkim jednak się podobało a i ja byłem zachwycony zdyscyplinowaniem grupy oraz pogodą ducha uczestników wyprawy tak ciężko doświadczonych przez los.