9.10.2004
W sobotę 9. października około godziny 10. wyjechaliśmy busem biura turystycznego "Ondraszek" nad jezioro Dzierżno - w sumie 7 osób, którym nie straszna była deszczowa aura tego dnia. A byli to: Władek Kawecki, Małgosia Ryszkowska, Władek Gojniczek, Basia i Andrzej Nowakowie, Zbigniew Pawlik oraz Adam i Bogusław Kłodowskcy. W Cieszynie była prawdziwa ulewa, jednak im bliżej byliśmy celu naszej podróży tym deszcz stawał się coraz bardziej delikatny aż w końcu całkiem przeszedł. Wyszło słońce i można powiedzieć, że pogoda stała się całkiem znośna. Po drodze zabraliśmy z Gliwic Mariusza Urbanka, który zabrał ze sobą całą masę przezroczy ze swych morskich wypraw. Na miejscu po rozpakowaniu rowerów i ulokowaniu się w pokojach ośrodka wczasowego wyruszyliśmy na wycieczkę rowerową.
Z początku około 100 metrów drogą asfaltową, później trasa coraz bardziej się komplikowała. Na początek wąskie polne ścieżki, później krótki odcinek asfaltem i kilkukilometrowy odcinek - gdzie nawierzchni w ogóle nie było, za to kilkumetrowe odcinki błota z dużymi kałużami na przemian z grząskim piachem. Po lewej stronie wił się kanał Gliwicki, na którym udało się nam spostrzec ogromną barkę, która podobno przepływa tam raz w tygodniu albo i rzadziej. Po prawej na przemian hałdy węgla, ogromne kupy piachu i cała masa ciężkiego sprzętu. Ten wojskowy odcinek naszej trasy, mimo iż tylko kilkukilometrowy, był najbardziej wyczerpujący. Pomimo trudności wszyscy dzielnie przedarliśmy się przez ten poligon.
Ostatni - najdłuższy już odcinek - wiódł po prostych i w miarę równych drogach asfaltowych. Nasz sprzęt jednak wyglądał mało cywilizowanie po poprzednim etapie. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w całkiem ciekawej restauracji myśliwskiej, gdzie zregenerowaliśmy siły i zjedli ciepły posiłek. Gdy już pojedliśmy i popili, zrobili pamiątkową fotkę, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejnym przystankiem na naszej trasie był malowniczy zamek w niewielkiej miejscowości, świeżo odrestaurowany wyglądał na prawdę imponująco. Tam spotkaliśmy młodą parę fotografującą się na tle imponującej budowli. Starym zwyczajem zrobiliśmy "szlogę" i zaśpiewali młodym "sto lat", za co sowicie nas wynagrodzili. Koledze Urbankowi źle ustawione klocki hamulcowe wycięły w oponie dziurę i przetarły dętkę. Na szczęście naprawa nie trwała długo, ale z braku nowej dętki zmieniliśmy starą na mocno już połataną choć przynajmniej w jednym kawałku. Konieczne było jednak co około 2-3 km dopompowywanie koła by móc kontynuować jazdę. W końcu dotarliśmy do naszej bazy.
Jako iż nie było jeszcze zbyt późno wybraliśmy się na rejs żaglówką po jeziorze. Wiatr był słaby ale mimo to płynęliśmy na żaglach. W między czasie zapadł już zmrok. Opłynęliśmy małpią wyspę na środku jeziora i po omacku wręcz wrócili do naszego ośrodka. Po zjedzeniu kolacji we wspólnym gronie zabraliśmy się za smażenie kiełbasek przy ognisku. W końcu przyszedł czas na pokaz slajdów z wyprawy jachtem na biegun - a było co oglądać, ciekawe opowieści i przeglądanie slajdów trwało do późnych godzin nocnych. Następnego dnia pogoda nas nie rozpieszczała, od samego rana gęsta mgła unosiła się nad jeziorem a i temperatura nie była za wysoka. Nie pozostało nam więc nic innego jak zjeść śniadanie, umyć rowery po błotnej wyprawie i wyruszyć w drogę powrotną do Cieszyna.
Po drodze wstąpiliśmy do palmiarni miejskiej w Gliwicach. Obiekt ten jest na prawdę wart odwiedzenia. Przeróżne gatunki roślin z całego świata, wiele z nich owocujących. Po zwiedzeniu palmiarni przeszliśmy przez całkiem miły park i udaliśmy się na rynek, gdzie w miłym lokalu zjedliśmy obiad, po którym kontynuowaliśmy dalszą podróż do domu.